Nie ma co ukrywać, że obecnie w TV dominują programy z których bije może nie tyle agresja co bardzo negatywne emocje. Co raz słyszymy o kolejnych wojnach, aferach i o ciągłym obrzucaniu się błotem przez wrogie obozy, które przenikają do naszego życia poprzez ekran odbiorników co z kolei odbija się często na naszych kontaktach z innymi mniej lub bardziej bliskimi ludźmi. Niestety przejawia się to nawet w tak prostych programach jak widowiska kulinarne.

Same słowo widowisko nie zostało tu użyte przypadkowo. Ludzie są żądni krwi, ran i ukropu, a przecież nie to jest esencją gotowania. Typowym przykładem jest tu Hell’s Kitchen, który przypomina bardziej coś na wzór reality show (jest nim?) jak niegdyś Dwa światy czy później Bar (swoją drogą ile to już lat wstecz gościły na antenie?). Na tle owego i kilku innych, wyróżnia się w dobrym tonie nowa edycja popularnego MasterChef’a, której to tym razem uczestnikami są najmłodsi kadeci sztuki kulinarnej.

Nie ukrywam, że ostatnimi czasy rzadziej oglądam TV i czyham raczej na konkretne programy (czyli w sumie normalnie, tak jak powinno być) i jednym z nich jest właśnie MasterChef Junior. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętności jakie posiadają (i jawnie pokazują!) dzieci średnio 10-letnie i faktu jak śmiało radzą sobie przed kamerą. Sam, mając jakieś tam pojęcie o gastronomii, raczej nie byłbym w stanie konkurować z nimi na podobnym poziomie. Jednak nie to mnie najbardziej urzekło. Najfajniejsze i najbardziej chwytające za serce są ich spontaniczne reakcje, głównie względem drugiego człowieka. Widać, że nie jest to dla nich typowa rywalizacja, a nawet jeśli to raczej w zdrowym wymiarze, co nie przysłania im innych kwestii. Wielu z nich podkreśla, że sam udział i bycie w finałowej 14(?) jest dla nich ogromnym sukcesem.

Boli niestety fakt, że co raz częściej takie zwykle zachowania stają się ewenementem na szerszą skalę, a powinny być czymś normalnym, niewymuszonym. O ile świat byłby piękniejszy, gdyby w każdym z nas było więcej dziecka w najlepszym tego słowa znaczeniu, a jakbyśmy umieli jeszcze tak gotować to w ogóle byłby miód i słodycze.