Jakiś czas temu robiłem porządek z moimi rozprawkami ze szkoły i m.in. trafiłem na temat o języku. Pomyślałem, że to całkiem dobry pretekst by napisać coś na stronę na ten temat. Było to już w sumie kilka miesięcy temu i szkic, zarys tematu jak zalegał tak zalega.. i pewnie byłoby tak nadal gdyby nie pewien filmik, który idealnie trafił w moje zdanie. Ale od początku.

Wszyscy wiemy, że język angielski zadomowił się na dobre w naszych wypowiedziach, a zwroty pokroju „Ok, no problem” czy „sorry” w większości już zbytnio ludzi nie dziwią, nie rażą. Stał się na tyle powszechny. że niektórzy stawiają go na równi z ojczystym, a momentami nawet i wyżej. W kręgach ludzi ubiegających się o pracę panuje ogólnie taka anegdota pół żartem, pół serio: pracodawca na rozmowie kwalifikacyjnej pyta interesanta jakie zna języki obce. Kiedy otrzymuje odpowiedź, że angielski odpowiada: „ale ja pytałem o obce.”

Albo inna kwestia. Ktoś gdzieś, w kręgu for fanów kina czy nie wiem, gier, wśród swoich wypowiedzi rzuci obcobrzmiące dla niektórych słowo „trailer”, no i co, i już zaraz na bank znajdzie się przynajmniej jeden poruszony, ktoś zaraz powie: No ale ja przepraszam bardzo, dlaczego na siłę używamy angielskich słów, skoro w naszym pięknym, polskim języku mamy taki piękny, POLSKI wyraz „zwiastun”? Przecież to jest istna obraza!

..Serio?

Pierwsze primo – jeśli ktoś użyje w swoim sforsowaniu „obcego słowa”, w tym przypadku niech jest ten „trailer”, to zwykle nie jest to spowodowane chęcią jakiegoś zabłyśnięcia czy nie wiem, jakimś szpanem, wielką komercjalizacją, spaczeniem umysłu blabla czy czymkolwiek. Ktoś tak napisał/powiedział… bo po prostu tak, bez większej ideologii. Takie słowo komuś akurat przyszło na myśl i pasowało mu do kontekstu wypowiedzi. Strasznie słabe jest takie przyczepianie się do kogoś o użycie danego słowa. Coraz częściej skupiamy się na formie, gdzie traci na tym treść, ale to już na marginesie i nie, nie namawiam tu do niechlujstwa językowego, bo nie. Najzwyczajniej nie bądźmy tak ortodoksyjni w niektórych kwestiach. Język jest czymś żywym i nieustannie się zmienia. Jeszcze niespełna 100 lat temu mówiono zupełnie inaczej, ba, nasi rodzicie mówili inaczej niż my i może kogoś zadziwię, ale JEST TO NORMALNE.

na świecie istnieje wiele języków i mimo różnych ewolucji zachowały one swoją „charakterystyczność” i nikt nie mówi o ich wyginięciu, mimo, że też uległy niesamowitej zmianie, tylko po prostu nas to tak nie boli.

Nasza naczelna internetowa encyklopedia mówi nam o wielu zapożyczeniach w naszym języku, które na pierwszy rzut oka wydawałyby się typowo polskimi słowami:

atłas (tur.), atrament (łac.), biennale (wł.), baca (węg.), bestseller (ang.), bryndza (rum.), brydż (ang), butik (fr.), czerep (białor.), czyhać (czes.), dumping (ang.), embargo (hiszp.), hultaj (ukr.), juhas (węg.), kalafior (wł.), kołchoz (ros.), kolumna (łac.), kombi (niem.), komputer (ang.), loggia (wł.), serial (ang.), torba (tur.), watra (rum.), wagon (ang.), werbunek (niem.), wiedźma (ukr.), zsyłka (ros.), żakard (fr.), żulik (ros.) itd.

Wgl uwaga, w niektórych językach istnieją także słowa pochodzenia polskiego. (klik!, klik!).

Oczywiście nie możemy przegiąć także w drugą stronę. Wiadomo złoty środek i tak dalej, nie chodźmy na running, a na spacer czy zamiast breakfastu zjedzmy, normalne, nasze śniadanie. Najzwyczajniej starajmy się nie popadać ze skrajności w skrajność, bo (w sumie jest to trochę myśl przewodnia) każda skrajność jest zła, obojętnie czego by nie dotyczyła, a o nasz język ojczysty nie macie co się aż tak bać. Nikt mu zginąć nie da, bo i jest to najzwyczajniej niemożliwe.

Aaaa i ten filmik obejrzyjcie koniecznie. Polecam.