Wiecie, jest różnie ogólnie co nie.

Przez ostatni okres (w sumie już od dłuższego czasu) nie mogłem się coś zebrać do napisania tu czegoś sensownego. Nie wiem, może zbyt duże wymagania sobie stawiam, raczej chciałbym żeby były tu rzeczy w miarę merytoryczne, którymi mógłbym się jakoś pochwalić, a z drugiej z różnych przyczyn życiowych nie mam zbytnio głowy do jakichś większych analiz czy generalnie tworzenia czegoś z czego byłbym zadowolony. Skutkuje to tym, że nie ma tu ani rzeczy w miarę prostych, ani tych bardziej rozbudowanych (mówię stricte o sobie, bo pozostali tu robią fajne rzeczy) i szczerze na tę chwilę trochę nie widzę na to recepty. O tym może nieco później, tymczasem robiąc małe porządki w szkicach zróbmy z tego wszystkiego chociaż zarys co ciekawego chodziło mi po głowie.

Z bardziej świeższych rzeczy byłem niedawno na Jokerze Todda Phillipsa, jednym z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie filmów tego roku. Pamiętam jak pisałem jeszcze zapowiedzi rok temu i w sumie już wtedy wśród zainteresowanych były duże nadzieje wobec Joaquina Phoenixa, odtwórcy głównej roli, jako idealnego kandydata na kolejne wcielenie jednego z najbardziej znanych kinowych czy też komiksowych geniuszów zbrodni, tym bardziej po filmie Nigdy cię tu nie było sprzed dwóch lat na pewnych płaszczyznach podobnym zamysłem do Jokera. Inną sprawą jest tu jednak to, że każdy kolejny Joker będzie porównywany z kultową już rolą Heatha Ledgera w Mrocznym Rycerzu, która dla wielu była swoistym opus magnum i nic już tego nie przeskoczy – tyle że czasem nikogo przeskakiwać czy przerastać nie trzeba. Można za to pokazać zupełnie inną stronę postaci i chociaż to bardzo trudne, bo wydawać by się mogło, że o Jokerze wiemy już wszystko, to kinowy seans pokazał, że w odpowiednich rękach możemy za jego sprawą dowiedzieć się jeszcze wiele – może nie tyle (lub nie tylko) o postaci, ale też o tle bądź generalnie o tym co za nim stoi, o społeczeństwie w jakim żyjemy i przede wszystkim można dowiedzieć się też wiele o nas samych, przynajmniej jeśli spojrzymy na ten film.

Oczywiście, możemy spojrzeć na nowego Jokera jako na świetnie nakręcony film, z pięknymi zdjęciami, ze świetną pracą kamery momentami rodem z Birdmana czy zachwycać się rolą wspomnianego już Phoenixa, za którą aktor powinien dostać statuetkę Akademii, ale wydaje mi się, że nie to tu jest akurat w tym filmie najważniejsze, a kwestie pewnej rozchwianej moralności, tego że namacalnie widać, że przedstawiony tam świat nie jest tyle artystycznym, autorskim spojrzeniem twórców, nie wizją przyszłości jak będzie wyglądać społeczeństwo jak niegdyś w książkach George’a Orwella, a pewną realną perspektywą sporej części społeczeństwa i przestawieniem nastrojów, które cały czas są w nim obecne i które co jakiś czas jak iskra rozpalają mniejszy czy większy pożar. Z resztą tych odniesień jest dużo, także do innych dzieł filmowych w przeszłości, wielu zarzuca, że to drugi Taksówkarz, jeśli ktoś kojarzy. Tak czy inaczej Joker pokazuje genezę „zła”, podaje jego przyczyny, ale nie usprawiedliwia go. Zostawia nas z nim i nie daje odpowiedzi na żadne z pytań które zostają nam postawione w trakcie czy też kwestii jak je rozwiązać, bo i zdaje się, że tych odpowiedzi po prostu nie ma.

Dobry film ogólnie.

Na Toy Story 4 byłem też wcześniej, podobało mi mi się na pewno bardziej niż trójka, która nie trafiła w mój gust, ale nadal to nie półka jedynki czy dwójki. na Królu Lwie byłem też, tym odświeżonym co nie, fajna sprawa, szczególnie, że w pewnym sensie (podobnie jak i Toy Story) są to filmy na których wyrosłem i jest w tym coś uroczego, taki swojego rodzaju powrót do tych historii, chociaż też, tak wracając do Króla Lwa jeszcze, bliżej mi oczywiście do oryginału, chociaż rozumiem ten nowy koncept. Na Gwiezdne Wojny planuję jeszcze iść w grudniu jak wypali, zwiastun ostatni mocno emocjonalny w ogóle, ciekawe jak to rozwiążą. Dużo ludzi się zraziło do tej marki, ale nie wiem, u mnie nadal ma spory kredyt zaufania, z resztą nie mam problemu z tymi nowymi częściami generalnie. Jeden się wzrusza, drugi wzrusza ramionami czy coś. Łowcę Androidów pierwszego nadrabiałem też, w domu już, bardziej mi siadła kontynuacja, ale dobry, warty obejrzenia film.

Z innych rzeczy co tam, kupiłem tysięczny numer Kaczora Donalda, fajnie mieć na pamiątkę. Taka akcja była w Internecie żeby kupić, żeby pokazać, że sporo to czasopismo dla sporej części osób w podobnym wieku do mojego znaczyło i w ogóle, a obecnie nie jest w najlepszej formie. Pierwszy numer ukazał się 28 kwietnia 1994 roku i był kontynuacją czasopisma Mickey Mouse, które ukazywało się od 1990 roku. Generalnie wydawnictwo chciało olać ten jubileusz raczej, ale się ugięli trochę i pozmieniali nieco, mam wrażenie trochę na ostatnią chwilę. W ogóle ciekawostka, w prime formie tj. 1999 rok nakład wynosił 300k tygodniowo (bo to tygodnik był wtedy). Dla porównania teraz Fakt (dziennik) ma chyba teraz nieco ponad 300k, a najchętniej czytane tygodniki nawet nie zbliżają się do tej liczby. Czytelnictwo gazet w Polsce się zmieniło wiadomo, no ale to nic nowego akurat. W ogóle bo mam w koszulkach tam różne stare czasopisma to najstarszy numer KD jaki jeszcze posiadam jest z 1999 roku, najnowszy z 2006, jeszcze parę zaginęło w akcji. CD-Action miał niedawno 300 numerów też, ale nie kupowałem.

Na Kolekcjonerskiej Giełdzie Różności byłem ostatnio. Fajna sprawa, różne rzeczy ludzie kolekcjonują – od obrazów, przez monety, znaczki, aż do małych żabek. W sumie jakbym sam tam coś wystawił to tak samo nie miałbym się czego powstydzić kiedyś inwentaryzacje trzeba zrobić albo chociaż co ciekawszych rzeczy, porobić foto z opisami.

Facebook do mnie ostatnio, że 8 lat temu konto założyłem.. w sumie to krzyczał to do mnie w lutym o tym, ale dobra. W każdym razie długo już dość, wcześniej jeszcze Nasza Klasa była chwilę to daje łącznie pewnie już z 10 lat z portalami społecznościowymi. Nie chcę pisać truizmów, że Fb zmonopolizowało rynek, tak wyszło. Pamiętam jeszcze kiedyś to miałem tam ileś stron na które wchodziłem, dziś w sumie do wiadomości to odpalam apkę Google, tam fora różne etc. zastąpił wspomniany Facebook i grupki na nim, oglądanie film(ik)ów zmonopolizował YT (takiego Quaza to jeszcze na Gaminatorze oglądałem), a komunikatory to głównie Discord i Messenger. Czy to jakoś bardzo źle? Imo nie, po prostu ewolucja tak sprawiła. W sumie na pytanie czy mógłbym żyć bez Facebooka odpowiedziałbym i tak raczej twierdząco, z Msg już byłoby mi dużo ciężej zrezygnować. Albo o, odpowiedziałbym, że „mógłbym, ale po co”

To jest głupie, aż mi się w sumie rozpisywać o tym nie chce. W kontrze przypomina się taka reklama, nie znajdę chyba teraz, że dużo osób spinało do dziewczyny, że za dużo korzysta z telefonu, a ona po prostu chciała być w kontakcie z kimś bliskim, kto jest daleko. To nie kwestia używania tego czy innego sprzętu, a raczej kwestia kontaktu z drugim człowiekiem czy generalnie potrzeba uwagi, relacji, a to już inny temat.

Warto w ogóle dbać o relacje z bliskimi w jakikolwiek sposób. Wiadomo, podstawą powinien być namacalny kontakt, realniejszy taki, ale i tak, skoro mamy już takie narzędzia to fajnie jakoś się trzymać z ludźmi z którymi się chcemy trzymać w miarę możliwości. Generalnie istnieje Internetu imo ogranicza mocno ilość wymówek o braku czasu, napisać czy coś to tam chwila roboty. Mam taką niepisaną zasadę, że z ludźmi z którymi tam jakoś mam kontakt to trzymam rozmowy z nimi na Messengerze, a jak tam jakieś losowe wiadomości pojedyncze czy stare z kimś z kim wiem, że już nie będę pisać to usuwam. W sumie to bardziej tę listę uznaję jako taką realniejszą „liczbę znajomych” niż faktyczny system znajomości jaki tam jest, bo ten wymaga moim zdaniem odświeżenia, mam na myśli „znajomi” na Fb, gdzie mamy ludzi z poprzedniej szkoły czy pracy z którymi już nas nic nie łączy i raczej łączyć nie będzie i tego przez te X lat uzbierało się tam ileś i w sumie głupio to jakoś drastyczniej ogarnąć. Instagram moim zdaniem ma lepszy pomysł na to z tą listą obserwowanych, mniej zobowiązująca jakby jest.

W ogóle z innych ciekawszych rzeczy miałem w szkicach na przykład tytuł wpisu, który brzmiał, uwaga będzie mocne: „A o której to się ze szkoły do domu wraca?”, czyli czy serio zmiany w systemie edukacji wpłynęły na grafik uczniów. Fajny tytuł xD To było jakoś na fali tematu o podwójnych rocznikach w szkołach średnich czy tam generalnie w placówkach szkolnych. Nie wiem, ja przez pierwsze dwa lata średniej tak samo miałem lekcje na popołudnie przykładowo w skrajnych od 13.20 do 20.00 gdzie jeszcze autobusy doliczyć godzinę w tę i we tę i jakoś się dawało radę, z resztą tak było i wcześniej i nie tylko w mojej szkole ale generalnie w moim mieście od lat, a nagle boom, jakby to coś nowego było. No nie.

Był też w planach kolejny wpis piłkarski. W swoim czasie Vandi planował odpowiedź na swoje przewidywania dotyczące piłkarskiego sezonu w Premier League. Trochę się to przeciągnęło i później już nie było sensu, niemniej przynajmniej ja nie chce tego jakoś wywalać, bo fajnie napisał, więc zachował się chociaż zalążek z tego.

Spoiler:

Upłynął miesiąc odkąd zakończyły się zmagania w Premier League. Niespełna rok temu wygłosiłem na świat swoje przemyślenia na temat każdej z rywalizujących na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Anglii ekip. Dziś sprawdzimy jak przebiegał sezon każdej z drużyn, zaczynając od dołu tabeli.

20. Huddersfield Town

Miniony sezon był dla Terierów bardzo bolesny. Spadek z hukiem do Championship z ostatniego miejsca z ledwie 16 punktami na koncie. Drużyna nie potrafiła za nic w świecie strzelić gola z gry, a pod koniec stycznia napastnicy Huddersfield mieli łącznie na koncie… 0 goli. Dopiero przyjście Karlana Granta z Charltonu dodało trochę jakości z przodu, ale wtedy było już zdecydowanie za późno. W połowie stycznie po bezbramkowym remisie z Cardiff do dymisji podał się cudotwórca David Wagner, a zastąpił go niedoświadczony Niemiec, Jan Siewert. W zimowym okienku klub nie kupował rozpaczliwie graczy na potęgę, lecz wypożyczenie absolutnie nijakiego Jasona Puncheona z Palace i kupno Karlana Granta to za mało, aby nawet myśleć o utrzymaniu. 22 gole (kolejna pod tym względem drużyna ma 34), 76 straconych i ledwie 3 zwycięstwa, z czego dwa z Wolves – absolutną rewelacją sezonu. Ta liga jest dziwna. Fajna była to przygoda Huddersfield w Premier League dobiega końca. Będziemy tęsknić za klubem, choć nie za topornym stylem gry

19. Fulham

Ten obrazek załamanego po meczu z Watfordem (1:4) Maxime’a Le Marchanda oddaje cały sezon londyńskiego beniaminka. Schurrle, Seri, Anguissa, Vietto, Chambers, Sergio Rico, Le Marchand, Mitrović na stałe, Fosu-Mensah, Joe Bryan i zapewne wielu innych. To wszystko piłkarze sprowadzeni do klubu przez Shahida Khana. Były nadzieje na coś więcej niż walka o utrzymanie w pierwszym sezonie po powrocie po 5 latach do angielskiej ekstraklasy. Dodajmy do tego młodziutkiego Ryana Sessegnona… Rzeczywistość bywa bardzo rozczarowująca. Spadek na 5 kolejek przed końcem (po wspomnianym wcześniej meczu z Watfordem) i strata 10 punktów do miejsc bezpiecznych. Najgorsza defensywa w lidze, Fulham straciło aż 81 bramek, a ich letnie nabytki okazywały się być totalnymi klapami. Dodatkowo 3 z 7 zwycięstw piłkarze w białych strojach odnieśli po spadku z ligi. Trenerzy nie mogli znaleźć optymalnego ustawienia w defensywie niemal ciągle zmieniając skład personalny. Dorzućmy jeszcze niecierpliwość zarządu. Już w październiku z posadą pożegnał się ten, który wprowadził Fulham do elity czyli Slavisa Jokanović. Później Khan podziękował Claudio Ranieriemu, aż do końca sezonu od marca ekipę prowadził były piłkarz Fulham, Scott Parker (który poprowadzi drużynę na stałe). Paniczne zakupy zimą pokroju Lazara Markovicia, czy Havarda Nordtveita, które jak można się domyślać – nie wypaliły, jedynie Ryan Babel wniósł coś w ofensywie. Po jednym sezonie, Fulham wraca skąd przyszło i przy takim zarządzaniu, nie zanosi się na kolejny, a przynajmniej długotrwaly powrót.

18. Cardiff City

Inną drużyną, która po jednym sezonie spadła spowrotem do Championship jest walijskie Cardiff City. Spisywałem ich na bolesną porażkę przed sezonem, ale jednak Drozdy mogą być dumne ze swoich osiągnięć, mimo rozczarowania spowodowanego tym, że to już drugi sezon Cardiff w Premier League i drugi zakończony degradacją. Klub spisywał się powyżej oczekiwań, mimo iż zaczęli koszmarnie, zaczęli w końcu zdobywać w miarę regularnie punkty i przez dość długi czas oscylowali wokół bezpiecznych miejsc w tabeli. Czego najbardziej brakowało podopiecznym Neila Warnocka to klasowego napastnika, bo ekipa ze stolicy Walii potrafiły naprawdę dobrze ustawić szyki obronne w ważnych spotkaniach (choć 69 straconych goli to nienajlepszy wynik). Najlepszymi strzelcami okazali się cofnięty napastnik Bobby Reid i rozgrywający Victor Camarasa, jednak podobne liczby wykręcali stoperzy. Dość powiedzieć, że Cardiff nie urwało ani razu punktów ekipom z Top Six przed potwierdzeniem ich spadku. Problemy z napastnikami zmusiły Cardiff do kupna 29-letniego argentyńskiego napastnika francuskiego FC Nantes – Emiliano Sali (na zdjęciu). Wtedy klub dotknęła przeogromna tragedia. Szczęśliwy Sala wrócił do Francji aby zabrać swoje rzeczy i wrócić prywatnym samolotem do Walii. Z powodów technicznych, maszyna rozbiła się nad kanałem La Manche, a ciało zawodnika odnaleziono dwa tygodnie później. Niech spoczywa w pokoju. Klubem dotknęła żałoba i panika, do klubu trafił wypożyczony z Evertonu Oumar Niasse, który bramki nie zdobył, a w klubie z Liverpoolu rozegrał 0 minut. Jednak zawodnicy pokazywali niezwykłą siłę charakteru, do końca bijąc się o utrzymanie które wydawało się być w zasięgu po wygranej z bezpośrednim rywalem – Brightonem w końcowej fazie sezonu. Jednak porażki z Liverpoolem, zdegradowanym Fulham i Crystal Palace potwierdziły spadek do Championship, do której zejdą z podniesionymi głowami po wygranej w ostatniej kolejce 2:0 na Old Trafford. Spadek Cardiff nie jest zaskoczeniem, ale na pewno zaskoczyli wielu i pokazali że mają potencjał na przyszłość.

17. Brighton & Hove Albion

To Mathew Ryan (zdecydowanie najlepszy piłkarz Mew w tym sezonie) wpuszczający bramkę na własnym stadionie. Przeciwko Bournemouth. Na 5:0. Niewiele zabrakło a podopiecznych Chrisa Hughtona spotkałby syndrom drugiego sezonu i pożegnaliby się oni z angielską elitą. Sezon Brightonu można rozbić na dwie połowy – pierwsza połowa, po której Brighton radził sobie bardzo solidnie zajmując po 19 kolejkach 13 miejsce z przewagą 9 punktów nad strefą spadkową i urywając punkty choćby Manchesterowi United (wygrywając u siebie 3:2), czy Arsenalowi (remisując 1:1). Ekipa z The Amex wyglądała jak pewny kandydat do miejsca w środku tabeli, Lewis Dunk i Shane Duffy tworzy znowu świetną parę w defensywie, a 34-letni Glenn Murray strzelał jak szalony, mając w 2018 roku więcej goli w lidze niż Harry Kane. Aż nadeszły święta (czyli środkowy punkt sezonu) i jakoś nagle coś runęło. Po świętach Brighton był drugą najgorszą drużyną w lidze, nie robiąc w styczniu żadnego transferu i zdołali wygrac jedynie 3 mecze z 19 przegrywając aż 11. i w dodatku przegrywając w starciach z bezpośrednimi rywalami jak przytoczony wcześniej mecz na The Amex z Cardiff (przegrany przez Mewy 0:2). Dunk i Duffy nie byli już tacy szczelni, dowodem choćby porażka 0:5 u siebie z Bournemouth, a ekipa totalnie się zacięła w ostatnich dwóch miesiąc, niemal w ogóle nie strzelając goli. Letnie transfery takie jak Jahanbakhsh, Balogun, Montoya (on raczej głównie przez kontuzje), Button (rezerwowy bramkarz, dostał szans gdy Ryan grał w Pucharze Azji) czy Bissouma totalnie nie wypaliły a trzon stanowili zawodnicy będący w klubie w poprzednim sezonie. Klub z południa Anglii poważnie musi przemyśleć swoją politykę transferową jeżeli chce pozostać w Premier League w kolejnym sezonie, w którym poprowadzi ich już Graham Potter, w zeszłym sezonie trener Swansea City, wcześniej 8 lat trenował szwedzkie Ostersunds, z którym awansował do Ligi Europy i pokonał Arsenal.

16. Southampton

Popularni Święci zakończyli ligową kampanię na szesnastym miejscu, czyli o jedno wyższym niż w poprzednim sezonie. Na pewno jest to swoisty krok w tył wykonany obiema stopami, a zarząd klubu z St. Mary’s Stadium będzie starał się aby walka o utrzymanie taka jak w pierwszej części sezonu nie będzie na południowym wybrzeżu codziennością. Sezon rozpoczął się jeszcze pod opieką Marka Hughesa, który wyciągnął ich ze strefy spadkowej w poprzednim sezonie bo koszmarnym okresie Mauricio Pellegrino. Teraz jednak były szkoleniowiec Manchesteru City czy Stoke City rozpoczął sezon w bardzo słabym stylu, drużyna zajmowała 18. miejsce z tylko jednym zwycięstwem na koncie i z jednym gorszych wyników w obronie, na co przyczyniły się wysokie porażki, takie jak 1:6 na Etihad Stadium, czy 0:1 z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie – Cardiff. W miejsce Walijczyka przyszedł Ralph Hasenhuttl, który ostatnio pracował jako trener niemieckiego potentata – RB Lipsk. Austriak dokonał swoistej transformacji, w pierwszej ekipie zaczęli grać juniorzy, a nieudane nabytki pokroju Mohameda Elyounoussiego posadził na ławce. Pierwszy garnitur stanowiła teraz młodzież, jak Yann Valery, Angus Gunn czy Jan Bednarek. Odżył także wciąż młody James Ward-Prowse będąc prawdziwym motorem napędowym Świętych. Podopieczni Hasenhuttla rozkręcali się powoli, jednak udało im się zdobyć klika cennych zwycięstw w starciach z Arsenalem czy Tottenhamem. 8 zwycięstw, 6 remisów i 10 porażek było wynikiem godnym klubu, który chce być co najmniej w środku tabeli. Widać było pewne braki, na przykład regularnego napastnika – Danny Ings świetnie rozpoczął sezon, ale niestety, znów zaczęły trapić go kontuzje. Shane Long nie jest na poziom Premier League (choć w meczu z Watfordem ustrzelił najszybszą bramkę w historii ligi), a Charlie Austin jest cieniem samego siebie. Problem była również defensywa, Wesley Hoedt grał tragicznie (w wyniku czego klub bez zastanowienia oddał go do Celty Vigo), a Vestergaard i Stephens popełniali co jakiś czas błędy. Jedynym naprawdę dobrym transferem poza Dannym Ingsem był kupiony z Celtiku Stuart Armstrong, który był ciekawą opcją w ofensywie. Pierwsze skrzypce grała jednak „stara gwardia” – Ryan Bertrand, Nathan Redmond, James Ward-Prowse, Oriol Romeu. Na pewno Święci będą musieli być ostrożniejsi z transferami w letnim okienku, w którym do klubu trafili już Moussa Djenepo i Che Adams. Wygląda na to, że Ralph Hasenhuttl jest zadowolony ze swojej kadry, a chce wzmocnić ławkę, lub być może widzi w Djenepo nowego skrzydłowego, którego brakowało w Southampton? Miejmy nadzieję, że nie odbije się to czkawką na klubie z St. Mary’s.

Na samym dole zaś, głęboko na dole, był też wpis zatytułowany Profesjonalizacja a fun z grudnia ubiegłego roku, który jest w sumie clou tego wszystkiego że tak to tu wygląda i w sumie jest to też jeden z tych wpisów, których najbardziej żałuję, że nie udało mi się zrealizować, ale szczerze nadal nie wiedziałbym co chce napisać. Tak naprawdę jest tu kilka płaszczyzn. Pierwotnie wpis dotyczył kwestii, że w sumie nie da się połączyć tego co się lubi z pracą w pełni, a nawet jeśli to po czasie to „hobby” przestanie nim w pewnym sensie być. Z innej strony, pisałem to już kiedyś, ale generalnie zawsze chciałem zrobić z tej strony swojego rodzaju portfolio, wizytówkę, coś więcej niż tylko niszową stronę w podziemiu, szczególnie po okresie gdzie w innym miejscu moje teksty trafiły tu i tam i miałem z tego jakiś profit, a w momencie gdy to się urwało plus później miałem przegrzanie pisaniem pracy licencjackiej czy innych równoległych, dokładając jeszcze do tego presję, że trzeba znaleźć „lepszą” pracę nawet jeśli się jej nie lubi.. jakoś te moje „pisanie” i plany gdzieś uciekły. Uwiera to, tak samo jak fakt, że mówię tam wcześniej o prawdziwym portfolio, a z drugiej mam też obawy w stosunku do reakcji jednego i drugiego otoczenia, pewnego mieszania uniwersum Pitstopu i mnie jako mnie. Błędne koło, wiem, ale po prostu trochę nie wiem w jaką stronę to pójdzie jeszcze. Na ten moment zeszło po prostu na bok, na zasadzie „są rzeczy ważne i ważniejsze na których musisz się skupić”, a to kosztuje mnie sporo.. sam nie wiem czego.

Nie oznacza to oczywiście końca Pitstopu, nie mam zamiaru znów zawieszać strony, postaram się tu w przypływie nadal coś rzucić, liczę też, że zrobią to pozostali redaktorzy. Może kiedyś uda się znaleźć jakiś fajny balans między tym czym chcę by ta strona była, a tym co jestem w stanie jej (sobie?) tu dać, ale do tego potrzeba uporządkowania wielu zmiennych z kompletnie innych dziedzin życia i za to trzymajcie kciuki. Może jeszcze będzie fajnie. Oby.