Jeszcze inaczej, bo nie ma sensu rozbijać tego na milion artykułów. Przez ostatni czas miałem w głowie różne tematy m.in. o których parę zdań niżej. Tu w formie zbiorczej, co cięższe i tak odpadły we wstępnej selekcji w składzie jednoosobowym, ze mną jako przewodniczącym. Na koniec parę słów tak o, jak leci u mnie.


Najświeższa – Luka Modric ze złotą piłką za obecny rok przerywając tym samym 10-letnią dominację Messiego i Ronaldo, którzy rozdzielili między sobą równo po 5 ostatnich tych prestiżowych nagród. Wygrana Chorwata to dla mnie krok w dobrą stronę i nie, nie na zasadzie, że powyższa dwójka już swoje wygrała, bo nadal zarówno Argentyńczyk jak i Portugalczyk mają nieoceniony wpływ na swoje drużyny, ale po prostu spoko, że w końcu został wyróżniony ktoś spoza linii ataku. I tak, zaraz zlecą się ludzie z argumentem, że w takim razie czemu nie dostali jej wcześniej Xavi, Iniesta czy Sneijder, ale przecież nie może się to teraz ciągnąć cały czas za organizatorami i że nie może dostać ktoś teraz nagrody, bo wcześniej ktoś podobny nie dostał. Modric w tym sezonie jak i generalnie od wielu lat robi naprawdę świetna robotę w środku pola i śmiem twierdzić, że bez niego o ostatnie tytuły Realu byłoby szczególnie trudno. Swoją drogą dla hejterów i zwolenników teorii jakby Luka dostał tylko nagrodę tylko za Mundial – przypomnijcie sobie rok 2006 i nagrodę dla Fabio Cannavaro – obrońcy(!), kapitana ówczesnych mistrzów świata, który w plebiscycie pokonał m.in. Ronaldinho, Zidane’a czy Henry’ego. W Juve nie miał on za to wtedy świetnego sezonu, do Realu doszedł dopiero po MŚ, a mimo to wszyscy byli niezwykle dumni, że to akurat on wygrał tę nagrodę.

Wgl jeszcze dla tych narzekających na wybór w tym roku – Modric nie dostał tylko Złotej Piłki, ale też kilka innych prestiżowych nagród od niezwiązanych ze sobą serwisów. Jak głosi słynny mem: przypadek? Nie sądzę.


Ostatnio przy okazji tematu Kubicy zainteresowałem się tematem rajdów z tzw. grupy B. W dużym skrócie były to samochody, które osiągały prędkość na poziomie F1, tyle że jeździły jako normalne rajdówki. Ze względów bezpieczeństwa zostały wycofane, ale jak patrzy się na archiwalne nagrania – zimny pot.


Oglądałem ostatnio film Drive – obsypane nagrodami dzieło Nicolasa Refna z 2011 roku. Wcześniej jakoś mijałem się z tym filmem, czego bardzo żałuję, bo zdecydowanie jest to jeden z lepszych filmów jakie dane było mi zobaczyć, szczególnie w kontekście, że z tego filmu sporo czerpał uwielbiany przeze mnie Baby Driver. Genialną robotę robi tam soundtrack (czy kiedykolwiek napisałem inaczej przy słowach o filmie?), z resztą jeden z kawałków z tego filmu wstawiłem całkiem niedawno na tę stronę (Kavinsky – Nightcall jbc). Genialnie do tej roli pasuje Ryan Gosling, do którego nabrałem respektu już po Blade Runnerze. Gość zawsze uważany był za trochę drewno i typa z jedną miną, ale tu to się sprawdza, bo jego postać jest jakby trochę wycofana z „normalnego życia”. Film od pewnego momentu staje się trochę brutalny, ale wszystko to poprowadzone jest ze smakiem i przede wszystkim, nie brakuje tu mocnej symboliki, która zostaje z widzem na dłużej. Jakby coś to polecam.


Jeśli mielibyście wybrać najlepszy polski film patriotyczny to jaki tytuł byście podali? Ja ostatnio miałem z tym problem. Większość polskich filmów patriotycznych jest o uciśnieniu z jednej czy drugiej strony, a chodzi mi o film stricte o sile naszego kraju. Na myśl przychodzi mi głównie Potop Jerzego Hoffmana, a przecież to film z roku ’74 i żeby nie było, szanuję filmy skupiające się na jednostkach, ważnych postaciach w historii Polski w stylu filmów Jack Strong, Wałęsa – wolność jest w nas czy ten o księdzu Popiełuszko, ale jakby nie patrzeć nie są to filmy o całym narodzie. USA chyba sobie najwięcej takich filmów zrobiło, ubranych w różny kontekst, Rosja też się nieźle z tym trzyma. Może wynika to też z takiej, a nie innej historii naszego kraju, ale z drugiej przecież nawet takie filmy jak 1920 Bitwa Warszawska z Nataszą Urbańską w slow motion czy ten o Powstaniu Warszawskim z dubstepem zostały położone. Czekam na coś dobrego jak mam być szczery.


2019 będzie rokiem Disney’a – słychać to tu i ówdzie od dłuższego czasu, ale ostatnio machina ta nabiera jeszcze większego rozpędu. Generalnie 4 seanse w kinie jakie sobie wstępnie zaplanowałem na przyszły rok to właśnie filmy amerykańskiego giganta – Avengers 4, Toy Story 4, odnowiony Król Lew i Gwiezdne Wojny IX. Ostatnia część Avengersów będzie jednym z większych świąt popkulturowych, nowego wymiaru nabierze to również po niedawnej śmierci Stana Lee, Toy Story 4 to film, którego najbardziej się obawiam, bo jedynka i dwójka to dla mnie opus magnum animacji w ogóle i filmy, które w jakimś stopniu ukształtowały małego mnie, ale już trzecia część była dla mnie za mocna i nie wspominam jej zbyt dobrze. W czwartej mają ponoć nieco zluzować i mam nadzieję, że wyjdzie to im na dobre – w końcu hej, to nadal Pixar, nie wypuszczą byle czego. Odnowiony Król Lew uderzył mnie stosunkowo niedawno i największą rolę będzie odgrywać nostalgia, bo nawet jak mi dadzą film 1 do 1 przeniesiony z wersji rysunkowej to i tak będę zadowolony. No i na koniec Gwiezdne Wojny, przypadek podobny trochę jak z Avengersami. Pomijam tu fakt, że za rok Disney ma zamiar rzucić wyzwanie Netflixowi w postaci swojej platformy streamingowej. Będzie się działo.


Przeczytałem jakiś czas temu Życie i czasy Sknerusa McKwacza Dona Rosy – to taki komiks, ale bardziej pasuje określenie powieść, bo to ma ponad 400 stron i skupia się tylko i wyłącznie na życiorysie jednej postaci od jej maleńkości aż do starości. W swoim czasie dostała nagrodę Eisnera (to taki Oscar wśród komiksów). Wszystko to opisane jest przez twórcę, poznajemy historie jak to powstawało i na jakich motywach się opiera. Generalnie to kilka półek wyżej niż randomowy komiks z Kaczorem Donaldem czy nawet popularne w swoim czasie Giganty. Mamy tu do czynienia nawet ze scenami miłosnymi czy ze śmiercią, gdzie oba tematy trzeba ugryźć niezwykle delikatnie. Szczególnie to drugie złapało mnie za serce, gdzie [spoiler, ale pewnie i tak nikt się na to tak zaraz nie rzuci] umiera ojciec tytułowego Sknerusa i w niebie jego przodek wita go słowami Cieszę się, że Cię widzę, a jeszcze bardziej z faktu, że się nie spieszyłeś. Robi to przeogromne wrażenie i jeśli kiedyś chcielibyście coś takiego przeczytać czy może kupić komuś na prezent – gwiazdka za moment w końcu – to zdecydowanie polecam.


Wgl czy może mi ktoś powiedzieć w którym momencie umarły internetowe fora? Tak jak kiedyś było ich mnóstwo tak teraz świecą one pustkami i zwykle są tylko zalążkiem jakiś oficjalniejszych informacji etc. Wiadomo grupy na Fb je wyparły i tak dalej, ale kompletnie mi ten moment umknął jakby, a paradoksalnie reklamodawcy nadal patrzą na zasięgi per strona, a nie na fanpage. Generalnie dobrze mieć fanpage dziś. Sam mam w planach jego założenie W sumie obecnie nie jest to już dziś nic niezwykłego – po prostu lepsza forma dotarcia do odbiorców.


Networking to ładne określenie na pejoratywnie brzmiące „znajomości”, tyle że oczywiście w przestrzeni internetowej. Wiadomo, to dużo zależy od konkretnego przypadku, ale różne współprace w internecie no taki mają swój początek, musisz się z kimś zapoznać by móc z nim współpracować. Trochę tak to wygląda i poza siecią, jeśli mamy dość szerokie kontakty to daje nam to więcej opcji czy to pracy czy planów na niedzielny wieczór. Warto mieć to na uwadze i w miarę, idąc żargonem piłkarskim, pokazywać się do podań, a nóż będziemy mieli okazję do zdobycia cennego punktu.


FIFA mnie denerwuje – przez niespełna rok w odsłonie z numerem 18 przegrałem łącznie w różnych trybach ponad 550h (na dzień 4 grudnia ’18), głównie online, czyli grając z innymi ludźmi. Chyba w żadnej grze (dzień dobry VC:MP) nie straciłem tyle nerwów co tam i to z powodów od społeczności (grając 5 minutowy mecz 15min i więcej, bo typ ogląda 3 powtórki spalonego) przez samą grę (handicap) aż do mojego internetu. W sumie nerwy to też jeden z głównych przeciwników tam, bo słabo gram wtedy, ale to chyba generalnie nerwy są wrogiem czegokolwiek. Ratio jest jednak na plus, więc bez lipy ;d Kiedyś może tu swoje składy podepnę ku potomności, bo wątpię żeby już się wiele zmieniło, przynajmniej w samym fut czy dodatku mś. Skleiłbym też filmik jakiś, ale wszystko co mam to nagrywane telefonem w stylu „ej patrz, takie coś strzeliłem” i nie wiem czy to się wgl nadaje. Zobaczę. W starsze odsłony fajnie zagrać czasem też.


Dodatki do GTA IV przeszedłem ostatnio wgl. NC kiedyś ich recenzję robił (1, 2). Niby spoko, ale w sumie to najgorsze części jakie przeszedłem (ukończyłem, III, VC, SA i IV tak poza), wiadomo to tylko dodatki, mocno drewniane pod względem normalności postaci, gdzie był to główny atut podstawki jakby nie patrzeć. No ale to nadal GTA, daje radę. Może w końcu V mi się uda kiedyś, też już swoje lata ma powoli.


Jakiś czas temu w TV był reportaż o tym po co właściwie ludziom jest internet, w jakiej sferze najbardziej im go brakowało i w sumie nie wiem czy to ja mam inne spojrzenie czy po prostu ta ankieta była tworzona pod tezę, bo odpowiedzi były no trochę niesensowne. Przykładowo ktoś odpowiedział, że nie mógłby sobie zamówić ulubionego jedzenia, ktoś inny że by nie wiedział jaka jest pogoda czy generalnie wiadomości. Nie to że coś, ale no da się to jakoś obejść co nie mnie najbardziej bolałby brak komunikatorów, bo messenger czy discord to dla mnie główne źródła kontaktu i ciężko byłoby mi z tego zrezygnować. Bez wielu innych rzeczy, wbrew pozorom, dałbym radę żyć. A wam czego brakowałby najbardziej?



Pewnie niektórzy z was zastanawiają się czemu taka forma i generalnie czemu tak tu, ew. się nie zastanawiacie, bo nikt tego nie czyta xD Jakoś generalnie mam chyba za duże ambicje tu, w sensie na tej stronie, których nie przeskakuję, co finalnie powoduje, że finalnie nie ma/nie było tu nic. Ogólnie miałem/mam dużo planów, ale z różnych przyczyn ich tu nie wprowadzam. Może trochę strach po prostu, dunno. Jeden z kroków milowych miał być np. pod koniec października, gdzie miałem wejść mocno z pewną relacją, a finalnie nawet tu o tym nie wspomniałem. Nie wiem tak naprawdę, może się w końcu ogarnę i zrobię tu wszystko jakbym chciał, ale czuje, że do tego jeszcze długa droga. A może krótsza i pewnego dnia powiem „hej, może to dziś”. Nie wiem. Tak to co, piszę pracę licencjacką powoli, ostatni rok studiów, a dalej nie wiadomo. Obok tego jest też życie prywatne, które trzeba sobie jakoś poukładać. Dużo zależy od pracy tak naprawdę, bo trzeba pracować, a z nią jednak czasami jest różnie.

Nie wiem, zapraszam do komentarzy, może słów otuchy (haha), propozycji w którą stronę ma to iść wgl, bo póki co jest jak jest. A może niedługo będzie lepiej. Kto wie.