Z jednej strony mam świadomość, że tworzenie wszelkie rodzaju TOP rzeczy nieco mija się z celem, że obiektywizm w tym przypadku nie istnieje, że za rok, dwa czy piętnaście kompletnie może zmienić się punkt widzenia i tak dalej. Z drugiej strony jest jednak coś uroczego w tworzeniu różnego rodzaju własnych topek – oczywiście ze świadomością, że jest to stan np. na 4 maja 2020 i że jest to w pełni subiektywna wizja. Dziś chciałbym podjąć temat, wziąć na tapetę filmy z uniwersum Gwiezdnych Wojen i nawet dla samego siebie rozważyć co jest w nich dobrego, a co złego i przy okazji jakoś przedstawić moją opinię, które filmy Gwiezdnej Sagi (i czemu) uznaję za najlepsze.

Moja przygoda z Gwiezdnymi Wojnami tak naprawdę zaczęła się stosunkowo późno. O ile urodziłem się 3 lata przed premierą Mrocznego Widma, czyli epizodu I, więc w sumie moje najmłodsze lata przypadały na trylogię prequeli i pamiętam ten boom z zeszytami z postaciami Star Wars na okładce, o tyle początkowo był dla mnie jakiś rodzaj niezrozumienia do tego co tam się dzieje. Głównie wynikało to chyba z faktu, że nie rozumiałem ich kanoniczności, coś w stylu „ale jak to, tu jest jakiś stary film, tu są nowe i że on niby tam zginął, a tu nagle żyje”. W pamięci utkwiła mi chyba z tego okresu najbardziej końcówka właśnie Mrocznego Widma, prawdopodobnie już gdzieś w TV, że oni tak długo tam walczyli efektownie na końcu. Z wiekiem to zainteresowanie uniwersum Gwiezdnych Wojen rosło, zacząłem rozumieć pewne zależności, nadrobiłem gdzieś po drodze pozostałe filmy, Wojny Klonów wyrywkowo (ten ostatni sezon muszę) i chyba takim krokiem milowym był pierwszy seans premierowy, na który wybrałem się do kina w 2016 roku, czyli na film Łotr 1. W kinie byłem również na epizodzie VIII, IX oraz solowym filmie, nomen omen, o Hanie Solo. Ktoś powie „hej, więc co ty wiesz o Gwiezdnych Wojnach?!”, a jest to niewykluczone, bo społeczność Gwiezdnych Wojen jest dosyć zaborcza w kwestii znajomości uniwersum Wydaje mi się, że coś tam wiem, ba, w jakimś sensie dziś uważam się za dość dużego fana. Zaznaczyć chciałbym jednak, że moim zdaniem Gwiezdne Wojny są dla wszystkich, nie jedynie dla jakiejś wybranej grupy społecznej i każdy może traktować je indywidualnie, nawet nie mając z nimi związanego jakiegoś konkretnego bagażu emocjonalnego. Ja jednak mam. Do sedna. Zacznijmy zabawę. Dla porządku napiszę jedynie, że poniższy ranking dotyczy 9 filmów z tzw. Sagi Skywalkerów oraz dwa pełnometrażowe filmy poboczne. Tak nawiasem, kolejne miejsca nie oznaczają że są to filmy złe, a bardziej lepsze i gorsze.

Miejsce 11: Część IX: Skywalker. Odrodzenie

Część IX jest na chwilę obecną najnowszą odsłoną Gwiezdnych Wojen, filmem, który w zamyśle miał ukoronować wszystkie inne filmy, które powstały do tej pory i cóż… tak trochę nie bardzo wyszło, szczególnie jeśli zestawi się to chociażby z innymi dużymi zakończeniami, jakie miały miejsce w danym roku w kinie. Może też emocje są relatywnie najświeższe, ale dziewiąta część Gwiezdnych Wojen to jedyna odsłona sagi, na którą jestem autentycznie zły – zły z powodu, zbyt dużej ilości uproszczeń i nielogicznych jak na wewnętrzną logikę (to w ogóle ciekawe zagadnienie, polecam) rozwiązań i decyzji, które diametralnie burzą bądź zrywają z rozwiązaniami z poprzednich filmów. I tak w filmie, który miał być największą laurką czuć najmniej serca tak naprawdę, a z kolei widać najwięcej rozwiązań ciosanych siekierą.

Czy jest jakiś plus tego filmu? Osobie postronnej może się ten film nawet podobać, jest ładny, efektowny, ale wydaje mi się, że 3 część 3 trylogii uderzała jednak w nieco inny target.

Miejsce 10: Han Solo. Gwiezdne Wojny historie

Han Solo to film do którego podchodzę stosunkowo neutralnie… i szczerze to spory problem tego filmu. Bo to nie jest zły film, jeden z bardziej przystępnych dla neutralnego widza z naprawdę świetnym humorem, szczególnie na linii Han, Chewie i Lando (w jego roli ten od This is America) i z nimi niektóre sceny to prawdziwe złoto. Do tego film jest naprawdę ładny (szczególnie w kinie, wow!), prezentuje inne lokacje, do których normalnie przyzwyczaiła nas saga. Kuleje tu niestety fabuła, może fakt że w głowie cały czas mamy Harrisona Forda jako Hana Solo, co nie znaczy, że odtwórca jego młodszego wcielenia zagrał źle. Po prostu wiemy, że ci którzy mają przeżyć przeżyją, ci co mają zginąć pewnie zginą, bo nie ma ich w kolejnych filmach. Film generalnie ucierpiał na etapie produkcji, reżyser się zmienił, domyślam się, że przy tym i inna ekipa i przez to film tak naprawdę kończy się.. trzy razy.

Miejsce 9: Część II: Atak Klonów

Od miejsca 9 zaczynamy obcowanie z filmami, które już tak naprawdę lubię i nie mam z nimi aż takiego problemu, paradoksalnie jednak zacznijmy od wad. Atak Klonów to moim zdaniem po pierwsze najbrzydsza część Gwiezdnych Wojen i mam wrażenie, że już wtedy efekty specjalnie nie wyglądały najlepiej. Dodatkowo niektóre decyzje w tym filmie są pod względem logiki bardzo blisko epizodu IX. Mam wrażenie, że jest to film najbardziej skierowany do młodszego odbiorcy, a przecież to nie jest Disney, który robił jednak później mocniejsze filmy.

Szanuję go jednak za historię, mimo wszystko, punkty, które spinają nam późniejsze rozwiązania czemu coś z czegoś wynika. Dużym kołem ratunkowym tego filmu jest także Ewan McGregor jako Obi-Wan Kenobi, który jest generalnie jednym z jaśniejszych punktów wszystkich prequeli. Na uwagę zasługuje też przedstawione miasto, czy generalnie planety, które w końcu nie są jedną lokalizacją, a jest na nich jednak coś więcej. No i same miasta są chyba najbardziej cyberpunkowe.

Miejsce 8: Część VI: Powrót Jedi

Chyba najbardziej kontrowersyjna decyzja w tym zestawieniu i dla wielu świętokradztwo, bo w opinii niektórych to co najmniej TOP 3. U mnie niestety ten film znalazł się dosyć daleko, ale ponownie, nie ze względu na mankamenty tego filmu, bo chociażby ten film zrobił dobrze to czego nie zrobiła dziewiątka – sprawnie zamknął swoją trylogię. Chodzi o to, że nie mam jakiegoś emocjonalnego połączenia z tym epizodem i umiejscowienie go wyżej byłoby bardziej wyborem z rozsądku niż faktycznym umiejscowieniem według preferencji.

Na plus na pewno finał. W sumie jeden z najlepszych finałów w cyklu, mimo, że mógł się już nam trochę osłuchać.

Miejsce 7: Część I: Mroczne Widmo

Znów kontrowersyjnie, ale związane jest to z miejscem wyżej (w sumie zamieniłem te dwa miejsca w tracie pisania). Mroczne Widmo jest filmem na swój sposób gorszym od Powrotu Jedi, ale mam z nim związany większy ładunek emocjonalny. Mankamenty tego filmu pokrywają się w jakimś stopniu z tymi z Ataku Klonów, niemniej pojedynek Dartha Maula z Obi-Wanem i Qui-Gon Jinnem wybija dla mnie ten film na plus, podobnie jak dzieciństwo Anakina, na które patrzy się naprawdę ciekawie z perspektywy wszystkich filmów, ze świadomością, że to przyszły Lord Vader.

Miejsce 6: Część VII: Przebudzenie Mocy

Przebudzenie Mocy to film, który zyskuje z kolejnymi obejrzeniami, to film, który zyskał po wyjściu IX, w końcu to film, który jest dobrym rozpoczęciem nowej ery jaką było przejęcie praw do marki przez Disneya. Ten film zyskał również chociażby w postaciach. Jak wychodziło Przebudzenie Mocy, duża fala hejtu spadła na odtwórcę głównej roli męskiej, Kylo Rena – że chłopaczek, że denerwuje, że emo. Jak dowiadujemy się z kolejnych filmów tak właśnie miało być. Kylo nie miał być z miejsca drugim Vaderem, a stającym się powoli potworem o twarzy dziecka.

Każde pokolenie ma swoją Nową Nadzieję, ale z drugiej Nowa Nadzieja może być tylko jedna.

Miejsce 5: Część IV: Nowa Nadzieja

Nowa Nadzieja jest przede wszystkim pierwszym filmem uniwersum, filmem, który to wszystko zapoczątkował i tego statusu mu nikt nie odbierze, a jak to jest stracić tytuł ostatniego przekonał się chociażby Powrót Jedi. W Nowej Nadziei tkwi pewna prostota, która moim zdaniem jest głównym atutem tego filmu. W chwili gdy powstawał ten film, boomu na Gwiezdne Wojny jeszcze nie było i nie było wiadome kompletnie jak film się przyjmie, a już na pewno nie oczekiwano takich efektów. Wiadomo można się przyczepić czy elementy tego filmu się zestarzały czy nie, ale biorąc pod uwagę ogół to naprawdę dobry film.

Miejsce 4: Część III: Zemsta Sithów

Zemsta Sithów jest chyba najbardziej emocjonalną odsłoną Gwiezdnych Wojen. Nic dziwnego, jest to film graniczny, jesteśmy świadkami rozkazu 66, powstania Imperium czy w końcu przejścia na ciemną stronę Anakina Skywalkera, człowieka, który miał przywrócić balans w mocy. Film ten to także ponownie popis aktorski Ewana McGregora. Generalnie prequele to najbardziej polityczne odsłony Gwiezdnych Wojen, pokazują nieudolność rady Jedi, w której paradoksalnie można zauważyć wiele analogii do współczesnej polityki światowej.

Z głupot – śmierć Padme, jakkolwiek wymuszona i musiała mieć miejsce no i jakby nie patrzeć nieracjonalne decyzje Anakina.

Miejsce 3: Łotr 1. Gwiezdne Wojny Historie

Jak wspomniałem wcześniej, Łotr 1 to pierwszy film z uniwersum na jakim byłem w kinie. Swoją drogą poświęciłem mu wtedy parę słów. Łotr 1 to najlepszy gwiezdnowojenny film dla osoby nie osadzonej w sadze. Łotr 1 to przede wszystkim świetny film wojenny, wreszcie film nie o walce „na górze”, ale u podstaw, o anonimowych bohaterach tak zwanej sprawy. Łotr 1 to także film z największą ilością okrasy w postaci ostatniej sceny z Vaderem, których próżno szukać w innych częściach cyklu, a przynajmniej jest ona jedną z nielicznych tego typu. Do wad, nie ma co ukrywać, w sporej części przykryła ona całą resztę, a paradoksalnie szkoda.

Miejsce 2: Część VIII: Ostatni Jedi

Ostatni Jedi jest moim zdaniem najodważniejszym filmem z uniwersum pod względem artystycznym i jest w nim zarazem najwięcej serca i świadomości czym jest saga spośród wszystkich innych filmów, szczególnie nowszych, które muszą mierzyć się z bagażem przeszłości, przy czym najwięcej koresponduje z widzem i z innymi filmami. Mogą boleć niektóre rozwiązania, sceny jak chociażby lot Lei, ale są one oddane z nawiązką w innych, chociażby w scenie w sali tronowej. Ostatni Jedi to także otwarta na oścież furtka do potencjalnych kontynuacji, która została trzaśnięta w epizodzie IX, oby nie na dobre.

Miejsce 1: Część V: Imperium Kontratakuje

No i miejsce pierwsze. Film legenda, film esencja Gwiezdnych Wojen, w końcu film z jedną z najbardziej ikonicznych scen w historii kina (w ogóle szok ludzi wtedy w kinie). W sumie jakby nie patrzeć w tym filmie jest wszystko za co kochamy Gwiezdne Wojny – od ładnych widoczków, przez Vadera, szarżowanie Hana Solo po wreszcie pewien rodzaj filozofii Jedi przedstawianej Yody. Tak nawiasem mam adaptację tego filmu w postaci książki zatytułowanej „A więc Jedi zostać chcesz”. Już prawie umiem! A tak całkiem serio to nie wiem czy jest miejsce na w ogóle dyskutowanie z tym filmem. Marzy mi się kiedyś obejrzeć ten film w operze czy filharmonii, nie znam się, w każdym razie z muzyką na żywo – musi robić spore wrażenie.

Tak przedstawia się mój ranking filmów tego uniwersum. W ogólne data powstania tego wpisu nie jest przypadkowa – dokładnie dziś przypada światowy dzień Gwiezdnych Wojen promowany hasłem May the 4th be with You! Sprawna gra słowna, nie ma co.

W komentarzach zapraszam do dzielenia się własnymi wspomnieniami związanymi z Gwiezdnymi Wojnami. Możecie tworzyć własne rankingi, czemu nie, no a ci, którzy jeszcze nie widzieli żadnego filmu, może wreszcie zdecydują się dołączyć do tej wielkiej gwiezdnej rodziny.

Niech moc będzie z Wami!