Dziś rano przy śniadaniu, równolegle do pączka i herbaty, na ekranie mojego smartfona oglądałem po raz wtóry jeden z filmów Quaza, w którym myśl przewodnia to że gry starzeją się lepiej gdy są ładne stylistycznie, a nie technologicznie i gdy robią coś unikatowego, coś czego żadna inna produkcja wcześniej lub później nie zrobiła lepiej. Mając na uwadze to jak i moją słabość do Vice City, gdzie gra zajmowałaby pewnie wysokie miejsce w moim osobistym rankingu ulubionych gier, wziąłem właśnie ją na warsztat – jak zestarzało się Vice City i co jest w niej takiego co przyciąga graczy zarówno do wersji single jak i nieoficjalnego multi przez dobrą ponad dekadę.

Click!

Grand Theft Auto: Vice City z 2002 roku to jedyna tak głośna gra, która została osadzona w kolorowym świetle lat ’80 Stanów Zjednoczonych Ameryki. Okresu, do którego w moim przypadku nostalgia jest szczególnie mocna i wydaje mi się, że nie tylko dla mnie ale ogólnie dla ludzi w moim wieku i starszych. Ogromny wpływ miała/ma na to wszechobecna popkultura jaką jesteśmy od małego karmieni. Seriale typu Gliniarz i Prokurator, Drużyna-A, filmy osadzone w tym okresie czy w końcu złota era muzyki z praktycznie każdego gatunku sprawia, że dla wielu był/jest to okres wyjątkowy. I tu rodzi się pytanie. Czy jest jakiś duży tytuł w ramach kręgu gier video, który połączył to wszystko i który zrobił to lepiej niż Vice City?

Jako konkurencja na myśl przychodzą mi jedynie Hotline Miami, czy niedawny Beat Cop, lecz nie są to na pewno odpowiedni „przeciwnicy” dla Vice City – oba tytuły to raczej minigierki przy produkcji wielkiego R z gwiazdką i nie mówię tu tego, by im cokolwiek umniejszyć. Oczywiście, posiadają bardzo dobry klimat, warstwa audiowizualna tam to świetna sprawa, ale mówimy tu o zupełnie innej skali. I chociaż VC również z perspektywy czasu posiada swoje wady, tak i tak ma swoisty monopol, jeśli chodzi o podobne tytuły. Swoje trzy grosze dokłada także scena modderska, dzięki której tytuł staje się znacznie bardziej grywalny.

Klimat to w sumie też pojęcie stosunkowo ogólne. Wiadomo składa się na to wiele czynników. Weźmy taką muzykę. Vice City jak mało który tytuł posiada tak bogate pozycje jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową. Podobnie jest z innymi odsłonami GTA, niemniej każda dotyczy powiedzmy swojego okresu czasowego i jakby nie wchodzi sobie w paradę. Zasadniczo może to też jest klucz do sukcesu GTA jako ogólnie serii – nie mają tak naprawdę dla siebie godnej konkurencji, ba, mówimy nawet tzw. grach just like GTA. Ktoś rzuci VCS jako bezpośredni przeciwnik VC z rodzimego podwórka i w słusznie może fakt, że w tę część dane graczom zagrać jedynie na paru urządzeniach co trochę deklasuje tytuł i zostawia go mocno w tyle.

Osobiście zawsze mam ciarki jak widzę zwiastun Vice City na Androida w momencie gdy wchodzi kawałek Laury Branigan. I chociaż tytuł ten długo na moim telefonie nie zagościł (bo po prostu szukam innego typu gier jeśli chodzi o mobilną rozgrywkę) to i tak jest to jeden z lepszych zwiastunów gier dla mnie ogólnie, a już na pewno najlepszy zwiastun Vice City. Swoją drogą chciałbym poczytać kiedyś czego spodziewano się po tej wersji, jakie były oczekiwania. Internet nie był wtedy tak popularny, więc poszukiwania trzeba byłoby zacząć od czasopism. Niemniej jeśli ktoś obawiał się, że kolejna odsłona nie da rady dźwignąć sukcesu trójki, to obawiał się zdecydowanie niesłusznie.

Wiele wskazuje na to, że już za parę lat będzie dane nam do Vice City wrócić. Nie w jakimś modzie, rodem jak znamy VC Rage, ale w pełnoprawnym tytule. Kwestia tu jest jednak inna. Gra nie będzie osadzona już w latach ’80, lecz co pewniejsze pokaże nam miasto w uwspółcześnionej wersji, co wcale, a wcale nie zaburzy monopolu wersji z 2002 roku. I tak nadal Vice City będzie jedną taką grą, jedyną w swoim rodzaju, grą która nadal będzie czekać na swojego prawdziwego następcę. Tylko czy naprawdę go potrzebuje? Niech każdy odpowie sobie sam.