Muszę przyznać, że od małego byłem wielkim fanem TMNT. Bardzo ciepło wspominam wydane w 1993 roku Tournament Fighters będące prawdopodobnie najlepszą bijatyką wydaną na 8-bitową konsolę Nintendo. W Polsce równie wysoką popularnością cieszyły się platformówki, lecz mnie faza na nie ominęła pewnie głównie z faktu, że nie posiadałem kartridża z nimi. Po takim zafascynowaniu pociesznymi gadami niedługo potem zassałem filmy o nich z początku lat 90′, których teraz szczerze nie pamiętam.

Lata mijały, a ukochany Pegazus odszedł w zapomnienie, a ja coraz częściej po lekcjach lądowałem u kolegi Konrada, gdzie on mając całkiem niezły ówcześnie komputer co jakiś czas pokazywał mi nowe gry w swojej kolekcji. Jedną z takich gier była wydana 10 lat temu gra TMNT będąca grową adaptacją animowanego filmu pełnometrażowego, który pojawiał się w tamtym czasie na ekranie.

Fabuła gry luźno bazuje na tej z filmu i jest często przedstawiona za pomocą komiksu lub też za pomocą wstawek wziętych żywcem z filmu i prezentuje się następująco – Po pokonaniu Shreddera w Nowym Jorku zapanowuje względny pokój, a rodzina żółwi zaczyna się rozpadać. Splintera dodatkowo niepokoją wydarzenia, które mają miejsce w Nowym Jorku – biznesman Max Winters po wypadku staje się szalony. Zaczyna gromadzić armię potworów przy pomocy klanu Stopy. Naszym zadaniem będzie pokrzyżowanie ich planów oraz ponowne zjednoczenie rodziny.

Mechanika gry polega na przemierzanie wyznaczonych przez grę ścieżek za pomocą tytułowych bohaterów głównie poprzez wspinanie się po budynkach i bieganiu + parkourze skopiowanym prosto z Prince of Persia. Co jakiś czas na każdym etapie są walki z przeciwnikami i wyróżniamy kilka grup walczących z nami – Milicja, Purpurowe Smoki, Czarne Aligatory i Klan Stopy. Na niektórych poziomach występują bossowie, lecz walka z nimi nie jest szczególnie trudna – mają oni wyznaczony schemat ataków, który łatwo zapamiętać i często za pomocą, że tak to nazwę ‚Rodzinnych Combo’ można łatwo pokonać każdego z nich. Po pokonaniu wszystkich przeciwników na danym obszarze aktywuje się licznik naszego ‚skilla’ w walce, który napełnia się w zależności ile trafień przeciwnika nas dosięgnęło. Aby zaliczyć idealne starcie należy nie zostać trafionym przez żadnego oponenta podczas walki. Po drodze przez poziomy należy zbierać także monety, które są wymieniane na walutę wykorzystywaną w growym Item-Shopie do kupowania przebrań dla żółwików i innych tego typu dupereli. Na każdym z poziomów liczony jest także czas, który również liczy się do końcowego wyniku, który dostajemy za poziom – od najgorszego C do A, więc jeśli wykręcimy dobry czas, zbierzemy wszystkie monety na mapie, a także wykażemy dobre umiejętności w walce to ocena całego poziomu będzie wysoka – nawet A+ . W kilku poziomach wcielamy się także w całą kompanię braci i tam również liczy się statystyka więzi rodzinnej. Polega ona na wykorzystywaniu w walce, czy na planszy umiejętności wszystkich gadów poprzez wymienione przeze mnie wyżej ‚Rodzinne Combo’ czy pomaganie przy skoku, które przydaje się w przypadku, gdy przepaść jest niezwykle wielka i zwykły podwójny skok nie wystarcza by ją pokonać. Jeśli nasza więź będzie niska dostaniemy po ukończeniu pogardę od mistrza Splintera, tak samo jeśli nasz czas poziomu będzie niezwykle długi. Sama rozgrywka urozmaicana jest wypowiedziami bohaterów podczas niej, co tworzy niezwykły klimat i mnie śmieszy, gdy reszta ekipa szczerze narzeka na Mike’a. No bo w końcu „Kto montuje system autodestrukcji w jaskini?!”

W grze dostępnych jest 5 grywalnych postaci, a każda z nich ma różne bronie oraz umiejętności. Przyjrzymy się im po krótce:

Leonardo – najstarszy z braci, przywódca, najbardziej rozsądny – jego bronią są dwie katany – dzięki specjalnemu amuletowi może przechodzić przez niektóre sfery

Raphaello – najbardziej rwie się do walki, często wchodzi w sprzeczki z Leo – sai – dzięki swojej broni może wchodzić po niektóry ścianach

Donatello – najmądrzejszy z braci, potrafi dzięki swojej broni trzymać przeciwników na dystans – kij bo – skok o tyczce, który doskakuje dalej niż zwykły dwuskok

Michaelangelo – najmłodszy z braci, często pakujący resztę w kłopoty – nunchaku – helikopter ze swoich nunchaku

Nocny Strażnik – wcielenie Raphaello podczas nocy – sai – to samo co Raphaello

Sama walka nie jest niczym trudnym w tym tytule – każdy z bohaterów ma swoje własne combo, które szybko może pozbawić przeciwników chęci do dalszej walki. Oprócz standardowego ataku bronią możemy także zaatakować kopnięciem i przydaje się to podczas ataku wielu wrogów by utrzymać nad nimi odpowiednią odległość, lecz osobiście zawsze skupiałem się na ataku bronią. Po zabiciu 10 przeciwników podczas walki bez utraty życia każdy nasz cios staje się śmiertelnym ciosem dla przeciwników, lecz trwa to tylko przez kilka sekund. Dodatkowo przytrzymując domyślnie PPM możemy doskoczyć do każdego przeciwnika będącego na arenie, co jest bardzo skuteczne ze śmiertelnymi ciosami. W dalszej części rozgrywki będziemy mogli wykonać także ‚Rodzinne Combo’ za pomocą wszystkich czterech braci – każdy z nich ma własny atak rodzinny, który wykonuje z innym bratem. Po użyciu trzeba poczekać kilkanaście sekund na regenerację sił, lecz możemy w tym czasie wykonać pozostałe ataki rodzinne przez co ograniczenia czasowe nie są wielkim problemem. Te ataki są one bardzo skuteczne i zabicie przeciwnika z nich daje nam także monetę i są bardzo ważne podczas walk z bossami.

Tak jak wspomniałem to na początku TMNT mogą wykonywać przeróżne akrobacje wzięte z żywcem z Księcia Persji, a składają się na to podwójne skoki, bieganie po ścianie (tutaj widoczna aluzja), odbijanie się od bliskich sobie ścian, huśtanie się na drążkach, chwytanie i bieganie po półkach skalnych, przewroty, a także indywidualne dla każdej postaci umiejętności specjalne wymienione przeze mnie wyżej. Wszystkie te zdolności przydają się w serii wyzwań odblokowywanej podczas przechodzenia gry i kończeniu poziomów na ocenę A. Tam zmierzymy się z własnymi umiejętnościami i w jak najkrótszym czasie musimy przejść ułożoną trasę na końcu dostając odpowiednie oceny, które mi osobiście kojarzą się ze zdobywaniem licencji w serii Gran Turismo.

Osobiście lubię tą grę za to w sumie, że jest o żółwikach i do tej pory ukończyłem ją 3 razy. Z każdym razem jednak czerpię coraz mniej satysfakcji z przechodzenia jej, bo kiedyś wydawała mi się bardzo długa to teraz (w styczniu) przeszedłem ją w niespełna 4 godziny, czyli grę można zaliczyć nawet w popołudnie. System walki choć niezwykle dziecinny i prosty daje trochę satysfakcji z pokonywanych wrogów, w końcu trzeba wszystko wymaksować na każdym poziomie! W grze jeśli mam się przyczepić to do braku postaci drugorzędnych typu Casey czy April, bo w tej grze nie zobaczymy ich ani razu. Pochwalić można za to świetny dubbing wykonany na potrzebę gry. TMNT to wciąż kawał dobrej gry, która dzisiaj może spodobać się tylko niedzielnym graczom takim jak ja. Ale i tak polecam z całego serca.