Lecimy w kosmos!

I to wcale nie będzie łatwa podróż.

2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka, bo tym się dziś zajmiemy, jest dziełem trudnym do omówienia. Wokół tego filmu, na przełomie niespełna pół wieku, urósł już niemały kult, a sam film daje widzom wręcz nieograniczone pole manewru do interpretacji mnogością elementów. Tak, film z 1968 roku wyprzedził swoją epokę i oglądając go wcale nie mamy wrażenia oglądania czegoś co się jakoś mocno zestarzało. Od filmu wieje charakterystyczny Kubrickowski uniwersalizm, nie tyle pomysłu czy konwencji, ale samego świetnego technicznie wykonania. Niech o pewnym poziomie świadczy fakt, że istnieją miejskie legendy, że to on „stworzył” pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu. Swoją drogą wiele za tym przemawia – lata bardzo podobne i tak dalej, ale nie będziemy przecież dokładać swojej cegiełki do i tak wielkiego kopca teorii spiskowych

W bardzo dużym uproszczeniu jest to film z gatunku science fiction, chociaż na próżno szukać w nim laserów, jakiś monstrów, super mocy czy czegokolwiek takiego. Jest to filozoficzna opowieść o powstaniu człowieka, jego ewolucji i hipotetycznych dalszych losach gatunku. Odnajdziemy tu wiele pytań, ale nie poznamy żadnej odpowiedzi, albo inaczej – odpowiedzi nie ma dać nam film, to my sami sobie mamy odpowiedzieć wedle własnej obserwacji.

Film luźno składa się z 4 części: pierwsza Świt ludzkości mówiąca nam o początkach człowieka na Ziemi, następna z wyprawy na Księżyc miliony lat później w 1999 roku, trzecia z misji na Jowisza półtora roku po tym oraz ostatnia Jowisz i poza nieskończonością. Wszystkie cztery łączy pewien znaczący element – monolit (taki blok skalny), który ewidentnie wyprzedza ówczesne sobie czasy – tu ukazany jako symbol wiedzy, większej siły, cywilizacji, mądrości, Boga – jak kto woli. Kto ma z nim styczności przeżywa swojego rodzaju przejście o poziom wyżej.

Sam film wita nas 3 minutową sekwencją ciemnego tła i niepokojącego dźwięku w tle. Wgl w filmie jest mnóstwo podobnych scen, które trwają po kilka minut pokroju leci/płynie statek czy idzie sobie jakiś typ. Jak ktoś nie ma tyle cierpliwości do takich scen to może być ciężko. Niemniej jest w tym na serio, sporo uroku i nieustającego niepokoju. Można za to łatwiej zwrócić uwagę na niektóre elementy.

Dużą rolę odgrywa tu ścieżka dźwiękowa oparta na muzyce klasycznej, nie bez powodu film ten przyrównuje się do opery. Mamy tu także sporo scen po prostu.. ciszy. Pierwsze słowa w filmie padają chyba gdzieś na oko 20-25min po starcie filmu. Chyba wszyscy kojarzą ten nieśmiertelny motyw, którym wita nas intro wyżej.

Rola aktorska to dla mnie głównie popis samego głosu podkładanego pod sztuczną inteligencję. Scena odłączenia maszyny równa chyba jedynie podobnym jak przy Zielonej Mili.

I tu chyba najcięższe, interpretacja. Dla mnie film jest symbolem jak bardzo człowiek marnuje możliwości jakie dostał, bez znaczenia od kogo/czego. Pokazuje jak bardzo „z tyłu” jest nasz gatunek niezależnie jak bardzo by się rozwinął, jakiejkolwiek technologii by nie wymyślił – zawsze będzie o krok za wspomnianym „monolitem”, bo nie to jest celem tego skoku technologicznego/intelektualnego jaki on daje. Czym różni się wspomniana, przełomowa kość od obecnej broni jądrowej? Tu nawet nie chodzi czy jesteśmy wierzący czy nie, czy wierzymy Darwinowi czy swojej religii. Tu chodzi bardziej o to, że większą część rzeczy jakie dostajemy obracamy w coś złego, o to, że rządzą nami głównie instynkty jak tymi małpkami bijącymi się o wodę czy mięso, a chyba powinniśmy być nieco wyżej pod tym względem, czyż nie? I samo to jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej tego filmu! Filmu, dla którego kosmos i technologia nie były taką „codziennością” jak dla nas i teoretycznie powinien czuć się na tej materii znacznie mniej pewnie niż my. Sam seans staje się swoistą medytacją nad genezą i fundamentami świata, czemu sprzyjają te wspomniane wcześniej, względnie przydługawe sceny.

Film naprawdę warty zobaczenia. Bez wątpienia należy do kanonu dzieł ponadczasowych i dlatego, jeśli nie ze względów naukowych czy egzystencjalnych to po prostu dobrze obejrzeć ten film, by widzieć skąd wzięły się te wszystkie odniesienia popkulturowe, których mnóstwo w wielu lepszych czy gorszych filmach współczesnej kinematografii. Polecam.


Najlepsze kanały na YouTube: Nieprzygotowani

Zasadniczo nie oglądam seriali. Przynajmniej teraz. Kiedyś wpadały różne serie, ale jednak trzeba poświęcić na to trochę czasu żeby ukończyć jakiś w całości, a tego niestety nie mam tyle ile bym chciał. Trochę czasu spędzam za to na YT i to tam od listopada wsiąkłem w pewien twór.

Nieprzygotowani to kanał produkcji naszego rodzimego giganta śmiesznych filmików w internecie – AbstrachujeTV. Tym razem jest jednak trochę bardziej poważnie, momentami nawet merytorycznie. Oczywiście dalej można odnaleźć tu sporą dawkę przerysowanego humoru, na który należy spojrzeć z przymrożeniem oka,nie mniej jest naprawdę nieźle i można się wręcz momentami jakoś utożsamić z postacią. Tematem wiodącym kanału są perypetie świeżo upieczonych licealistów, a zwłaszcza młodego Berkowskiego, dla którego liceum ma być szansą na nowe, bardziej udane życie. Każdy odcinek jest o czymś innym, jednak główna oś jego perypetii tworzy nam pewną spójną całość. W Nieprzygotowanych poznajemy zupełnie nowe twarze, ale możemy odnaleźć także gościnne występy innych zaprzyjaźnionych z kanałem twórców co dodaje tu pewnego smaczku.

Oczywiście same nasuwają się porównania z Małolatami czy też Szkołą TVN, jednak jest to zupełnie inny, nieporównywalnie wyższy poziom. Na pewno wpływa też na to ilość pracy włożonej w odcinki. Od początku listopada odcinki pojawiały się jedynie raz w tygodniu, w każdą środę o 17:00. Właśnie skończył się pierwszy sezon, co daje nam 16 odcinków. Warto nadmienić także, że jest to obecnie najszybciej rosnący kanał na polskim YT, który na moment pisania wpisu ma ponad 750 tysięcy subskrybentów! Oczywiście to kwestia gustu, nie mniej, ja polecam i czekam na więcej!


Czym kierować się przy wyborze zegarka?

Powiedzmy, że coś tam wiem o zegarkach Interesuję się tym już kilka lat i doszedłem do punktu, gdzie bardzo często poznając jakąś osobę czy ot tak widząc kogoś zwracam dużą uwagę właśnie na jego sikor na nadgarstku. Chciałbym napisać tu kilka rad czym kierować się wybierając zegarek dla siebie czy kogokolwiek innego.

Cena

Nie ma co się oszukiwać, właśnie od ustalenia budżetu rozpoczynamy nasze poszukiwania. Każdy wiadomo ustali sobie inny, ale i też chyba nikt nie chce przepłacać i na pewno ucieszy się z wydania raczej mniejszej niż większej kwoty. Tu warto wspomnieć, dobry zegarek nie musi być drogi! Sam często widzę u osób dość drogie zegarki, które bardzo łatwo wypunktować przez ich naprawdę duże wady.

Mechanizm

Najprostszy podział zegarków patrząc na mechanizm to zegarki kwarcowe i mechaniczne. Te pierwsze to standardowe zegarki z baterią, która zasila nasz sprzęt i która dba o dużą dokładność chodu. Drugie natomiast się nakręca. Powiedzmy, że jedno pełne nakręcenie wystarczy nam na +/- 48h (zależy od zegarka) i wtedy zegarek się zatrzyma. Oczywiście możemy także dokręcać w międzyczasie i pilnować by zegarek nie siadł.

Zegarki Kwarcowe zwykle są tańsze. Wszelkie naprawy raczej nie uderzą nas mocno po kieszeni. Duży odsetek takich zegarków można poznać np. po drodze wskazówki sekundowej, gdzie przeskakuje ona na kolejne indexy. Zegarki mechaniczne natomiast zwykle są droższe ze względu na bardziej skomplikowane bebechy, w nich to wskazówka bardziej „płynie”, a nie „skacze” jak w poprzednim.

Istnieją także swoiste hybrydy dwóch tych systemów, ale tu dużo zależy od konkretnych modelów.

Nie ma jasnej odpowiedzi co jest lepsze. Zegarki kwarcowe są bardziej przystępne i zwykle to na nich skupiamy swój wybór, jednak przy którymś z kolei zegarku można trochę poeksperymentować i zakupić zegarek z duszą (mechaniki zupełnie inaczej chodzą jak przyłoży się do nich ucho).

Tworzywo wykonania

Najpierw dobrze skupić się na szkiełku. Mamy najbardziej popularne szkiełka just like pleksa, które bardzo latwo zarysować, szkiełka mineralne, które powoli stają się standardem, ciężkie do zarysowania oraz szafirowe praktycznie niemożliwe do zarysowania. Tak naprawdę wystarczy nam mineralne – przy dość normalnym użytkowaniu abosultnie nie powinniśmy odnajdywać jakiś rys i nie są jakieś wybitnie drogie.

Ważne jest także tworzywo koperty oraz paska. Najbardziej bezpiecznym wyborem są koperty stalowe, ale to dużo zależy od samego zegarka. Koperty ogólnie raczej zawsze będą się rysować. Większą uwagę zwróciłbym na pasek. Najpopularniejsze tworzywa to skóra, stal (pochodne) oraz kauczuk. Istnieją oczywiście inne od drewna po parciane, ale no Tu tak naprawdę kwestia gustu, ale warto zwrócić uwagę, że np. skórzane/kauczukowe paski są średnie na lato, gdzie to często poci nam się ręka i wgl. Mają oczywiście swoje zalety. Raczej niemożliwe by się porysowały. Także często są bardziej trwałe, w metalowych istnieje ryzyko uszkodzenia/wyrobienia się zamków, zapięć etc., ale tu raczej każdy niech dostosuje do siebie. Ew. ma jeden w każdym rodzaju.

Wodoszczelność

Wodoszczelność często jest nieco przekłamywana, ale też chyba nikt tak zaraz nie będzie sprawdzać, czy jego zegarek ma wodoszczelność 100m czy faktycznie 200. Ważne, aby nasz sprzęt wgl. jakieś zabezpieczenie posiadał, lecz osobiście radzę, jakiegokolwiek byśmy nie mieli, nie wystawiać go na ciężkie próby.

Znana marka

Zasadniczo punkt ten streściłbym do klasyka Nie kupuj zegarków firmy, która robi majtki i taka też jest prawda. Firmy pokroju Emporio czy inne Nike, zwykle nie będą spełniać podstawowych zasad dobrego zegarka. Znam gościa, który wybulił za zegarek coś pod 1k, gdzie po miesiącu czy dwóch użytkowania wygląda jak szajs z porysowanym.. wszystkim.

Podróbki

Nie kupujmy podróbek. Nie warto. Nie dość, że trochę wstyd jak ktoś nas na tym złapie to są one także naprawdę niskiej jakości. Bywają podróbki dobrze zrobione, imitujące duże marki, ale zwykle też można jest rozpoznać dlatego też..

Sprawdzajmy informacje

Jakiś czas temu spotkałem się z ogłoszeniem, gdzie typ sprzedaje Rolexa w dość niskiej cenie tylko bateria w nim nie działa.. znajdź błąd

Uniwersalizm

Nie ma uniwersalnego zegarka. Inny zegarek założymy na imprezę firmową, a inny na 18 kolegi. Serio dobrym pomysłem jest z czasem skompletowanie kilku, na różne okazje.

Dodatkowe funkcje

Wiadomo, zegarek ma głównie pokazywać czas, ale często przydaje się także do innych rzeczy. Dobrze zadbać o np. podświetlenie, WaveCeptor (ustawianie się godziny za pomocą fal radiowych) czy nawet ładowanie się za pomocą fal słonecznych. Wszystko wedle potrzeb.

Tak na koniec, mimo tych wszystkich rzeczy, najważniejsze żeby zegarek się przede wszystkim podobał. W końcu może on się stać stałym towarzyszem naszego życia, a lepiej mieć dobrego towarzysza, prawda?

W razie pytań zapraszam do komentarzy, postaram się odpowiedzieć.


Bezpieczeństwo w internecie

Temat wałkowany już na miliony sposobów, ale warto wspomnieć trochę o bezpieczeństwie w internecie, bo wiele osób o tym zapomina. Z perspektywy jakiegoś tam doświadczenia administracyjnego czy ogólnie użytkownika internetu postaram się nakreślić najczęstsze błędy i obszary na jakich występują.

Punkt 1: Hasła

Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że hasło jest podstawowym zabezpieczeniem naszych kont. Niestety, dość często podchodzimy do tego trochę zbyt luźno, idziemy na łatwiznę. Używamy haseł takich samych jak login/nick, bądź takich standardów jak 123456, password, haslo, qwerty czy inne takie. Jeśli masz któreś z tych haseł, lepiej je zmień! Z tym ściśle wiąże się także fakt posiadania różnych haseł na różnych stronach. Też nie mówię, żeby tworzyć nie wiadomo jakie enigmowe kody, ale warto nie mieć tego samego hasła wszędzie, bo nawet niechcący jedno wypłynie i wszystko siada. Jeśli zapamiętanie większej ilości sprawia nam problem, można zawsze spisać je nawet na kartce i mieć u siebie w bezpiecznym miejscu. Proste rozwiązanie, ale serio, skuteczne. Później z czasem, przy częstszym użytkowaniu zapamiętanie i tych trudniejszych nie będzie sprawiać nam większego problemu.

Punkt 2: Mail

W dzisiejszym świecie dość prosto dojść do różnych rzeczy właśnie po adresie poczty. Dobrym pomysłem jest posiadanie kilku „poczt”, przykładowo mieć jedną do takich mniej oficjalnych rzeczy, a inną bardziej reprezentatywną. Również warto zwrócić uwagę jakie informacje udostępniamy samym adresem. Trochę jak w tym kawale:

  • Ej koleżanko, ile masz lat?
  • No wiesz, kobiet się nie pyta o takie rzeczy!
  • Okej, to w takim razie podaj mi swojego maila.
  • karo1996@……

Mniej więcej tak to wygląda. Z resztą nie mowa tylko o samej nazwie. Na poczcie są takie rzeczy jak dane nadawcy np. gdzie często umieszcza się swoje dane osobowe, adres i inne takie. W przypadku poczty „nieoficjalnej” czy faktycznie jest to niezbędne? Nie sądzę.

Punkt 3: Facebook

Nie ma co ukrywać, że ten portal społecznościowy rządzi i dzieli na obecnym rynku i spora część z nas posiada tam swój profil. Ogólnie warto przemyśleć czasem jakie rzeczy udostępniamy innym. Dość kontrowersyjne zdjęcia mogą z czasem narobić nam sporo problemów, a przynajmniej sprawić, że będziemy się nieźle wstydzić. Nie udostępniajmy również „dziwnych rzeczy” pokroju rzygającego kota, bo to źle o nas świadczy. Ograniczmy także zdjęcia np. dzieci czy bliskiej rodziny, która być może średnio chce znaleźć się na tej platformie. Przemyślmy też czasem kwestię dzielenia się swoimi poglądami ze światem. Nie mówię by siedzieć cicho czy coś, ale jak ma się strzelać jakimiś, nie wiem, rasistowskimi tekstami czy coś w tym stylu to lepiej zachowajmy to dla siebie.  Wgl zauważyłem że, mało kto monitoruje „widoczność” rzeczy na Facebooku, bo praktycznie w tym jest cały szkopuł, bo żeby nie było – sam dzielę się różnymi rzeczami, ale staram się przede wszystkim weryfikować co do kogo trafi. Absolutnym minimum jest ustawienia wszelkiej widoczności z „publiczne” na „tylko dla znajomych” chyba, że serio chcemy, by dowiadywali się o nas jakieś randomy z internetu. Ogólnie w tym punkcie warto nawiązać także do wcześniejszej poczty. Na FB jest coś takiego, że można znaleźć „znajomych” po ich mailu. Wstawiając na jakąś podrzędną stronę swój mail, np. przy rejestracji (swoją drogą patrzmy, gdzie co podajemy), narażamy się na znalezienie nas przez osoby, które nas znaleźć być może nie powinny. Warto tę opcję również zarezerwować tylko dla bliższych osób.

Punkt 4: Dane osobowe

Przynajmniej ja jestem dość wyczulony na tym punkcie. Średnio chcę, by ktoś niepowołany znał moje nawet podstawowe dane. Tymczasem spora część użytkowników chyba nie wie jakie mogą być tego konsekwencje. Przykład – gramy ostatnio na multi, wbija jakiś dość młody gość (tak, da się to czasami wyczuć) i z miejsca pisze: „ej siema, znajdźcie mnie na fb nazywam sie tak i tak”. No kurde, po co to. Nie mówię tego w rozumieniu, że ktoś nas zaraz dojedzie po nazwisku, podjedzie pod szkołę/cokolwiek i porwie na Kamczatkę, bo nie, ale stosujmy do nieznajomych zasadę ograniczone zaufania – zawsze trochę lepiej można na tym wyjść.

Punkt 5: Znajomości

Prawda jest taka, że w internecie możemy być każdym. Warto być ostrożnym w kontaktach, jeśli już przechodzimy coś dalej. Wiadomo, zależy to też od poziomu relacji, bo nie ma co aż tak ludzi z internetu demonizować – często jest to miejsce, gdzie można poznać fajnych ludzi o podobnych zainteresowaniach i sam mam takich, ale miejmy po prostu wspomniane gdzieś tam wyżej ograniczone zaufanie. Jeśli ktoś nie jest sprawdzony, jakkolwiek to brzmi, to nie ma co się mocno angażować czy dzielić nie wiadomo czym. I w sumie wszystko to co w poprzednich punktach – najzwyczajniej uważajmy jakimi informacjami się dzielimy.

Oczywiście nie mówię tego wszystkiego po to żebyśmy popadli w jakąś paranoję i zamknęli się na wszystko. Po prostu miejmy rozum i nie dajmy się tak łatwo wyrolować, bo nikomu z nas nie jest to absolutnie potrzebne, a warto być mądrym przed szkodą, a nie jak to mówi piękne staropolskie przysłowie, po fakcie. Tyle.


Pokemon – powrót do korzeni

Marka Pokemon w 2016 roku obchodziła swoje 20 urodziny i chociaż dziś przez młodych utożsamiania jest głównie z mobilną wersją GO czy też za chwilę pewnie z wersją DUEL, to większość ludzi w +/- moim wieku dalej tęskni za pierwszymi odsłonami anime i chętnie chłoną wszystko co nimi związane (o ile wgl w dalszym ciągu są zainteresowani tematem). Dobrym przykładem była 4-odcinkowa seria Origins, która ściśle bazowała na na pierwszych odsłonach gier, głównie na Pokemon Red. Jakiś czas temu w internecie pojawiła się krótka zapowiedź nowego pełnometrażowego filmu o kieszonkowych potworach, ściśle nawiązującego do początków serii. Co z tego wyjdzie, czas pokaże. Sam mam na VHS trzy kasety z Pokami – dwie z dwoma pierwszymi filmami, a trzecią z odcinkami jak łapie startery. Tak w sumie to właśnie sobie uświadomiłem, że mam ogólnie prócz tego sporo podobnych fanowskich gadżetów typu komiksy, tazo, figurki czy nawet.. słynny pokedex! Może się kiedyś tu tym pochwalę jako prawdziwy fan haha.

Swoją drogą, akurat w jubileuszowym roku udało się przekonać twórcę oryginalnego motywu muzycznego do ponownego wykonania w studyjnych warunkach, czego efekty możemy usłyszeć tutaj. Niestety nasz rodzimy Janusz Radek dalej nie chce, miło wielu próśb. Szkoda.

A czy Wy macie jakieś wspomnienia z Pokemonami? Piszcie!