Ostatnio w sieci pojawił się wywiad piłkarza FC Barcelony, Andre Gomesa dla magazynku Panenka na temat jego osobistych problemów:
Rozmawiam z przyjaciółmi i oni mówią mi, że problem jest w mojej głowie, że gram z zaciągniętym hamulcem ręcznym. To, co jest w tym najtrudniejsze to posiadanie świadomości na ten temat. Wkurza mnie to, że mówią mi, iż mogę zrobić wiele świetnych rzeczy, a ja siedzę i pytam siebie: „to dlaczego ich nie robię?”. Nie czuje się dobrze na boisku, nie ciesze się z tego, że gram. Pierwsze sześć miesięcy (w klubie) były całkiem niezłe, ale potem wszystko się zmieniło. Może te słowa nie są najbardziej poprawne, ale stało się to dla mnie trochę piekłem, ponieważ zacząłem odczuwać większą presję. Podczas treningów z kolegami czuję się dobrze, ale gdy przychodzi mecz to odczuwam, że jest ze mną źle. Chociaż koledzy z zespołu mnie wspierają to sprawy na boisku nie układają się po mojej myśli. Chciałbym opróżnić mój plecak z tym ciężarem, ale on staje się coraz cięższy. Zdarza się tak, że nie chce wychodzić z domu, bo wiem, że ludzie mnie obserwują i jest mi wstyd. Jestem zamknięty i nie mogę pozbyć się tej frustracji, którą od dłuższego czasu mam w sobie.
Pod artykułami o tym spotkać możemy komentarze typu „jakie on może mieć problemy, w końcu gra w jednym z najlepszych klubów świata, ma masę pieniędzy, znajomych – czego chcieć więcej?”. Tylko, że to wszystko nie jest wcale takie proste.
Chciałbym, żeby każdy człowiek miał szansę kiedyś stać się sławnym i bogatym oraz żeby kupił wszystko o czym marzył – bo tylko w ten sposób zrozumie, że nie taki jest cel życia. – Jim Carrey
Cóż, z pewnością o prawdziwości tego zdania każdy wolałby przekonać się na własnej skórze w myśl że lepiej płakać w Ferrari niż w Golfie, ale fakt faktem tak właśnie jest. Sława i pieniądze nie gwarantują niczego. Nie neguję to oczywiście wartości pieniądza. Chodzi mi bardziej, że problemy mogą dotknąć człowieka niezależnie od jego stanu majętnego.
W psychologii czy ogólnie w książkach na ten temat Istnieje określenie wewnętrznych demonów, które często blokują nas przed pozornie prostymi rzeczami, gdzie coś co może z boku wydawać się bardzo proste, dla danej osoby takim nie jest, Do podobnej rangi mogą urosnąć niektóre problemy – to co dla jednego nie jest warte nawet uwagi, dla drugiego może być naprawdę ciężkim doświadczeniem i mówimy to o ludziach w każdym wieku z każdymi problemami – dla jednego będą to problemy miłosne, na drugiego utrata pracy, a dla trzeciego dwójka z matematyki. Ciężko to hierarchizować, co jest większym problemem, a co mniejszym. Zależy to od różnych czynników. Jakkolwiek byśmy się starali nie zrozumiemy w pełni co siedzi komuś w głowie.
Kiedyś zastanawiałem się, patrząc nawet w kontekście gier, czy grając z samym sobą bylibyśmy dla siebie wybitnie łatwym czy bardzo trudnym przeciwnikiem. Z jednej strony znamy przecież swoje zalety jak i słabe strony, które moglibyśmy wykorzystać, z drugiej zaś, nasz hipotetyczny przeciwnik, którym jesteśmy my, ma taką samą przewagę. Taka walka rozgrywa się w naszej głowie każdego dnia i z każdym kolejnym rozpoczyna się od nowa. Analogicznie w potyczce tej jedną stroną jesteśmy my, a drugą przeciwnik w naszej głowie. Stawka jest naprawdę wysoka. Jest nią wewnętrzny spokój, który pozwala nam normalnie funkcjonować.
Do czego zmierzam – w sumie nie wiem. Chciałbym po prostu zwrócić uwagę na fakt, że jako ludzie powinniśmy być bardzo ostrożni w osądach takich osób jak Andre Gomes czy innych sław, które przyznają się do tego typu problemów. Może też warto w swoim otoczeniu być czasami wsparciem dla kogoś kto tego potrzebuje, bądź analogicznie, poszukać osób, które mogą dla nas takim wsparciem być, jeśli sami mamy taki problem. Najlepiej realnych, namacalnych, a nie internetowych.
Tyle.
Całkowicie zgadzam się z autorem i ciężko jest tutaj cokolwiek dodać, sam mam czasami problemy z błahych powodów, lecz najgorszym chyba moment jest wtedy, kiedy twoja ulubiona czynność, czy hobby nie sprawia ci radości, zupełnie jak w przypadku Andre Gomesa, w moim jest to głównie słuchanie ulubionych kawałków na głośnikach. Mam jedynie nadzieję, że jego życie się unormuje, a on po prostu będzie się cieszył z tego, co do tej pory osiągnął.
Pozdrawiam.
Nie chcę generalizować, ale jak dla mnie to jeden z przykładów, gdzie po prostu obciążenie człowieka (podkreślę to – człowieka, czyli każdego z nas) przerasta jego możliwości. Idziemy do nowej pracy, na początku wszystko fajnie, śmieszki heheszki, a potem zaczynają nas cisnąć coraz bardziej i bardziej. Chcemy seksu, ale gdy będzie „wpadka” świat się załamuje. Bierzemy kredyt we frankach, który okazuje się po kilkunastu latach spłaty mieć dwukrotnie większe raty.
Co wtedy?
To są sytuacje, które każdy z nas inaczej rozwiąże. Jeden stanie na wysokości zadania, zaciśnie zęby i przebrnie z lepszym lub gorszym skutkiem. Drugi rozłoży ręce i zacznie rozpaczać. Tylko, że to jak do tego podejdziemy, zależy od tego jaką mamy mocną głowę – a z tym się rodzimy, ewentualnie doszlifowujemy w trakcie naszego życia, ale żaden psycholog czy kołcz nam nie pomoże.
A co do wspomnianego piłkarza Barcelony, to dla porównania Messi miał według mnie dużo większa presję (urodził się jako karzeł, Barcelona w niego zainwestowała – jak tu nie czuć sierpa nad głową?) i przeszedł.
Według mnie Gomes powinien siąść wraz z najbliższymi, porozmawiać o tym problemie i wspólnie wybrać najlepszą drogę na rozwiązanie tego problemu. Może powinien zmienić klub na jakiś 3-ligowy, a może w ogóle zawiesić buty na kołku?