Muszę przyznać, że w czasie dzieciństwa bardzo lubiłem motoryzację, gdyż mnogość tytułów, czy to na Pegazusie czy pierwszy PlayStation sprawiała, że na każdej z nich zagrałem w kilka lepszych lub gorszych tytułów, których trzonem było wspólna rywalizacja o to, kto pierwszy przekroczy linię mety. Gran Turismo, Road Fighter, seria Need For Speed, Collin McRae – tytuły mógłbym zliczać naprawdę bardzo długo. Zawsze chciałem mieć swojego własnego srebrno-niebieskiego Dodge’a Vipera GTS, który by stał w moim ogródku i wyglądał niezwykle kozacko.

Istniały też gry, które nie stawiały wyścigów na pierwszy plan, skupiały się na bardziej ‚legalnej’ formie rywalizacji, którą była walka o zlecenie. Tak oto pod koniec lat 90. XX w. narodziła się seria Hard Truck, która była jedną z pierwszych gier tego typu i była protoplastą późniejszych 18 Wheels of Steel czy Euro Truck Simulator. Dzisiaj skupimy się na jak ja to nazywam – uzupełnieniu drugiej części gry, która mimo grywalności posiadała trochę wad, które odpychały od niej. O różnicach pomiędzy HT2, a KotR opowiem w innym akapicie, a my zabieramy się za obiekt naszej recenzji.

King of the Road to gra wyścigowa z elementami ekonomicznymi, a naszym zadaniem jest tam utworzenie firmy transportowej i oczywiście zdobycie jak największej ilości gotówki i rynku. Została wydana w roku 2002 przez JoWooD, a stworzona przez studio 1C. Jest to można powiedzieć odgrzany kotlet gry Hard Truck 2 wydanej 2 lata wcześniej z pewnymi usprawnieniami. Różnice i podobieństwa między wydaniami:

w King of the Road mogłeś rozwozić towary nie tylko za pomocą różnego rodzaju ciężarówek, ale od tego momentu także normalnym samochodami typu BMW M5, czy Cayman, dzięki czemu mogłeś realizować mniejsze zlecenia w szybkim czasie.

w King of the Road dodano parking w mieście ‚RiverValley’, a także usunięto ten w ‚Foothill’. Parking z miasta ‚Mercury’ został przeniesiony z zewnątrz do wewnątrz miasta.

w grze dodano kilka nowych aut typu Cayman czy OffRoad XL.

w King of the Road niestety nie było wsparcia dla języka polskiego, występującego w HT2

Mimo kilku wad to właśnie wg. mnie lepiej było grać w ‚Króla’, gdyż dawał on więcej i lepiej. Do dyspozycji mamy ogromy świat, na który składa się 10 miast, ponad 5 tyś KM dróg, kilkadziesiąt różnych samochodów poczynając od Scanii, ZiLów, KAMAZów, Renault czy Mercedesów, kończąc na BMW M5 i różnego rodzaju OffRoadach. W grze wystąpił także tryb gry wieloosobowej, lecz niestety nie miałem okazji z niego skorzystać, lecz jeśli wierząc polegał on typowym ściganiu się na określonym torze naszymi ciężarówkami.

Grę zaczynamy tworząc swojego kierowcę i  firmę wybierając jedną z preferowanych postaci, a także logo naszej firmy. Następnie wybieramy tryb gry symulacyjny lub arcade – szczerze nie wiem jaka różnica pomiędzy nimi, prawdopodobnie w tym drugim jest większa rywalizacja pomiędzy nami, a konkurentami, a w trybie symulacyjnym jest to leniwe życie ciągnące się w nieskończoność. Do wyboru mamy także trzy suwaki do dostosowania rozgrywki (jeden od pogody, drugi od natężenia ruchu, trzeci od długości dnia). Gra nie skupiała się jedynie na rozwożeniu towarów i nabywaniu pracowników, jak to może wydawać się na pierwsze oko – tytuł był głębszy. To była kompletna walka z czasem i przeciwnikami, gdyż wiele pojazdów na raz mogło dostarczać jeden towar jednocześnie, a gdy tylko wzięliśmy swój towar na pakę mogło okazać się, że nasi przeciwnicy są dobre 2-3 kilometry przed nami i musimy ich dogonić. Oprócz gotówki, żeby zatrudnić pracowników musieliśmy także posiadać LICENCJĘ – coś co dostawaliśmy po dostarczeniu przesyłki jako PIERWSZY, a sama była ważna jedynie przez kilka minut, więc nie wystarczyło wozić towarów, a potem jeździć i zatrudniać pracowników. Należało, więc ciągle zbierać zlecenia, a zatrudnianie pracowników ustawić na trasie do miasta. do którego mieliśmy zabrać towar. Nie mogliśmy również robić w świecie co nam się żywnie podoba, gdyż w świecie gry istnieje policja, która jest bardzo chętna do wyszczuplania naszego portfela o kolejne mandaty – a to za przekroczenie prędkości, a to za jazdę na czerwonym świetle czy zniszczenie ich wozu, a po jakimś czasie mogliśmy okazać się stratni, gdyż za przewóz dostaliśmy mniej niż wydaliśmy na mandaty czy naprawy naszego wozu. Naszym przeciwnikiem jest również mafia, która jeśli weszliśmy jej w drogę lubi zabierać nam towary, czy siekać w nasz samochód z broni maszynowej. Istnieje również drugi biegun tego – w grze istnieje radio CB, przez które możemy komunikować się z niemalże każdym i zobaczyć co ma dla nas do zaoferowania – od normalnego naprawienia wozu, od dilerów możemy kupić wóz, przeciwników przekupić, by przepuścili nas w wyścigu, od policji, żeby broniła nas przed mafią, od mafii możemy kupić kradzione auto, czy wziąć nielegalne zlecenie, lecz te zainteresują policję. Pod przyciskami rzędu F1, F2 itp. kryją się także inne funkcje m.in. rzut okiem na rynek – ile procent go posiadamy i ile ton towaru przewieźliśmy, znajduję się także rzut okiem na naszą własną firmę, gdzie możemy zobaczyć własnych pracowników – ile im drogi zostało do skończenia przejazdu, ile pieniędzy dla firmy zarobili, możemy także zwolnić dowolnego z nich np. gdy brakuje nam pieniędzy, czy zamienić się miejscami i wziąć jego kurs i doprowadzić go do końca. Gra posiada dwie kamery – jedną na zewnątrz, jedną z wewnątrz auta (zawsze używałem tej 2, gdyż pędzenie przy 200km/h nie dawało rady na tej 1). Także tylko w pierwszoosobowej kamerze można było doświadczyć kilku bajerów np. gdy padał deszcz mogliśmy włączyć wycieraczki, a także lampy czy lusterko tylnie, by widzieć gdzie są nasi przeciwnicy. King of the Road miał jednak zakończenie ukazywało się one, gdy zdobyliśmy 50% rynku – wyskakiwał filmik w którym z lawety ciężarówki wylatywała wielka kupa pieniędzy. Mogliśmy jednak grać dalej, chociaż nigdy nie wiedziałem jak uzyskać 100% rynku.

Sam świat zachęca do eksploracji, gdyż po czasie odnajdziemy skróty pomiędzy miastami, które pomogą nam bezproblemowo wygrać wyścig o zlecenie. Przydają się one często, gdyż w grze występuję system zdarzeń losowych np. droga może zostać zablokowana przez awarię mostu, czy wylanie rzeki, co może zmienić trasę naszych przeciwników na dłuższą, a nam dzięki użyciu skrótu zapewnić zwycięstwo. Także w takich miejscach można znaleźć specjalne zlecenie za większą stawkę, a także tańsze punkty naprawy czy stacje paliwowe. Grafika w grze trzeba przyznać nie postarzała się za dobrze – modele pojazdów mimo dobrego naśladowania oryginałów są brzydko wygładzone i nieostre. Do tego dość słabe ograniczające ściany złożone z wycinanek przypominających bitmapy. Do tego dochodzi dziwna niczym ta w LU synchronizacja, gdyż gra potrafi cżęsto koliziować nas z autem jadącym po przeciwnym pasie ruchu lub w czasie lotu, gdy nagle wyskoczymy z jakiegoś podjazdu, przez w łatwy sposób nasz samochód może znaleźć się do góry kołami, nam zabrać kasę na naprawę i uszkodzić towar, który akurat wieźliśmy. Apogeum tego czego jest na terenach miasta GreyStone, gdyż piaszczysto-pagórkowa rzeźba terenu potrafi w łatwy sposób wywrócić nasze auto lub zkoliziować go z jadącym obok nas przeciwnikiem w wyniku czemu tracimy zyskaną wcześniej przewagę nie z naszej winy. Od dzisiaj przysiągłem sobie, że już nigdy tam nie pojadę (Amen to that).

Podsumowując te 1200 słów, które przelałem na tą recenzję King of the Road jest grą naprawdę miodną, lecz niestety z każdym rokiem coraz brzydszą. Zachęca do siebie wielkim światem, wielką liczbą samochodów i rozwiązań, lecz w porównaniu do dzisiejszych standardów jest pewnie bardziej pusta. Zaskakuje wielką ilością rozwiązań, jak na tamte czasy np. CB Radiem, czy dużą integracją z otoczeniem.  Osobiście polecam, bo była to jedna z pierwszych gier w jakie zagrałem i nieźle zastała mi w pamięci, skoro o niej tutaj wspomniałem i mimo 14 lat jest warta ogrania.