Muszę przyznać, że przez najbliższe lata brakowało mi dobrych sandboxów do ogrania takich jak seria GTA, bo w dzieciństwie tylko ta seria kojarzyła mi się z dowolnością wykonywanych zadań, czy aktywności pobocznych, a trójwymiarowe odsłony przeszedłem wtedy kilka, jeśli nie kilkanaście razy. Powód takiego zachowania był nad wymiar prozaiczny – nie mogłem znaleźć nigdy nic dla siebie głównie przez fakt, że specyfikacja sprzętowa poprzednich moich komputerów nie była na wysokim poziomie ani teraz, ani za czasu, gdy je dostawałem także wielki bum na piaskownicę, który rozpoczął się powiedzmy po premierze GTA V mnie ominął. Dopiero wymiana sprzętu (już rok!) pozwoliła mi się przyjrzeć bardziej niektórym produkcjom z lat ubiegłych, lecz były głównie to tytuły, które wyszły już 10 lat temu, aż tu nagle UbiSoft postanowił rozpieścić ostatnio fanów rozdając za darmo całkiem niezłe produkcje z ostatnich lat. Wśród nich była niepozorna gra Watch Dogs, którą trzeba przyznać w momencie premiery szczerze zignorowałem uważając ją za totalnego gniota (robiłem to głównie by trochę denerwować kolegę, który przymierzał się do niej od momentu premiery) no bo co może być fajnego w ciągłym hakowaniu ludzi i okradanie ich kont bankowych? Gdy zagrałem przekonałem się, że w tej grze drzemie o wiele większy potencjał.

W Watch Dogs trafiamy do alternatywnej rzeczywistości, kiedy to elektroniczne systemy przejmą kontrolę nad każdym aspetkem naszego życia, kamery porozstawiane w każdym kącie, gdy w miarę upływu czasu będą zbierać informacje o naszych nawykach, codziennych czynnościach, zainteresowaniach, zarobkach. Każdego z nas bez problemu będzie można namierzyć skanując panoramę miasta. Bez problemu rozwija się hackerstwo, a każdy dobry macher zawsze w cenie. To jest właśnie  ctOS w amerykańskim mieście Chicago w odległym roku 2013 (spojrzałem teraz na zegarek), a my wcielamy się w Aidena Pearce’a, drobnego hakera, któremu nie wychodzi skok jego życia i w wyniku tego mafia morduje jego małą siostrzenicę w wyniku zamachu. Od tego momentu nie ma innej potrzeby oprócz zemsty na każdym kto był zamieszany w wymienione wyżej zabójstwo. Najpierw zaczyna od pionków, potem coraz bardziej zagłębia się w te organizacji i dopada w końcu do grubych ryb. Podczas rozgrywki pomaga mu kilka przyjaciół, a każdy z nich ma swoją osobowość, dzięki czemu gra zyskuje głębi.

Muszę przyznać, że na początku odciąłem się trochę od wątku głównego i zostawiłem go na rzecz misji pobocznych, które z czasem zaczynają się pojawiać na mapie. Jest tego całkiem sporo od prostego przejedź przez kółka, przez zhakuj bazę ctOS w danej dzielnicy, czy zatrzymaj konwój i zabij ważną szychę jadącą w nim. Było to bardzo przyjemne i satysfakcjonujące na początku, lecz potem, gdy wziąłem się za misje fabularne odkryłem, że część, jak nie większość misji sobie od razu zaspoilerowałem, bo robiło się w nich dokładanie to samo, tylko naszą ofiarą była konkretna osoba, także trochę słabo. Ale z drugiej strony fabularną część gry uważam za całkiem niezły majstersztyk i jest to dla mnie jedna z lepszych historii opowiedzianych w jakie grałem, sama postać Aidena jest tak zajebiście klimatyczna, bo jest on trochę wyprany z uczuć i bardzo rzadko okazuje je w grze przez co wielu ludzi (np. quaz9) zarzucało mu, że jest taki nijaki. Ja mam zupełnie odmienną tezę, Cały charakter buduje znakomity voice acting Noama Jenkinsa, który nadaje bohaterowi niezwykłego tonu i buduje obraz ‚Vigilante’ jako silnego koksa potrafiącego zastraszyć każdego, kogo zechce. Ta nijakość osoby głównego bohatera powoduje także niezłe przemyślenia na temat takich Unhero, którzy żeby odkazić miasto z każdego przestępczego śmiecia sam bez skrupułów potrafi zabić. W miarę ciągnięcia historii umysł Pearce’a przechodzi trochę przemian i to bardzo buduje jego osobowość i jest to jeden z moich ulubionych protagonistów. Można go bez problemu porównać do Max’a Payne’a, gdzie największa walka podczas rozgrywki toczyła się w jego głowie, a nie w trakcie zabijania kolejnych ludzi.

To co wyróżnia produkcję UbiSoftu od innych sandboxów jest rekwizyt, którego możemy używać w dowolnym momencie – telefon nafaszerowany wszelkimi programami hakerskimi, aplikacjami typowymi dla każdego telefonu. W trakcie rozgrywki możemy korzystać na przykład z dostawcy samochodów, które są zwyczajną zrzynką popularnych aut, przez co będzie czym pojeździć, bo wzorują się tutaj na różnych Porsche, Lamborghini czy innych tego typu wozach i zostaną one dostarczone niedaleko naszego położenia, bez problemu zmienimy swoją ulubioną radiostację, jeśli nie podoba nam się oryginalny soundtrack. Sam muszę o nim powiedzieć, że byłem zadowolony, a kilka utworów to istne majstersztyki od Rise Against, Machine Gun Kelly, Public Enemy czy Smashing Pumpkins, ale także te nieznane mi wypadły bardzo dobrze. Na komórce dotrzemy do ukrytego trybu OnLine gry w którym możemy hakować innych graczy, żeby zdobywać punkty i odbywa się to na podobnej zasadzie, co podczas ogrywania historii, lecz ja odrazu wyłączyłem jakąkolwiek komunikację z internetem, bo strasznie denerwowało mnie, gdy co misję wskakiwał na mnie jakiś uzbrojony po uszy haker, podczas gdy ja nie miałem żadnych szans na rozpoznanie go. Z drugiej strony były wyścigi po mieście, lecz ma to taki sam sens, jak najnowsza odsłona Micro Machines, więc nie ma co tym zawracać sobie tym głowy. Zdobywanie punktów tutaj potrzebne jest by ukończyć grę na 100%. Najbardziej użyteczną cechą komórki jest możliwość hakowania otoczenia, gdyż lwia część wokół nas może wejść w interakcję z naszym urządzeniem i najbardziej przydaje się to podczas ucieczki od innych macherów czy policji, gdzie zmiana świateł na zielone sprowadzi niemałe zamieszanie na każdym skrzyżowaniu. W telefonie sprawdzimy bez problemu nasze postępy, ile misji zostało nam do końca wątku oraz co należy ukończyć, żeby wymasterować grę na sto procent. Samo Chicago zostało przedstawione w Watch Dogs w sposób conajmniej poprawny, niewinnie ufne systemowi ctOS, a po całej powierzchni rozsiane jest wiele aktywności pobocznych na przykład klon ‚Test Your Sight’ z Mortal Kombat, gdzie musimy zgadnąć położenie kulki, gdy jeden z kolesi sprawnie przewraca ją i żongluje pomiędzy kubkami, czy sprytna gra w stylu nie wiem co bardziej. Mariana czy Mirror Edge’a, bo musimy zbierać monety biegając i skacząc pomiędzy budynkami na czas. Zawierają się tam także minigierki biorące garściami z trendów na przykład przetrwanie najwięcej podczas apokalipsy zombie, czy tam innych maszkar, albo jazda demonicznym samochodem i rozjeżdżanie demonów za punkty, no Me Gusta. Szkoda tylko, że podczas całej rozgrywki nie spotka się nikogo z polskim nazwiskiem, a podobno to największa Polonia w Stanach, ale co ja tam wiem. Co do innych wad to można zaliczyć skopaną fizykę, normalnie Newton przewraca się w grobie, gdy Aiden jest w samochodzie to zamienia się on w tarana, możemy bez problemu na pełnej yhym.. wjechać w przeciwnika i z jego samochodu pozostanie drobnym mak, a z naszym nie stanie się naprawdę nic.. Wiele ludzi krytykuje także słaby system prowadzenia pojazdów, ale mi przypadł on do gustu, tylko czasami udawało się mnie zdenerwować.

Podsumowując Watch Dogs to mimo moich wcześniejszych uprzedzeń kawał naprawdę dobrej gry z fantastyczną fabułą dorównującą temu co od wielu lat dla Grand Theft Auto pisze Sam Houser, ze świetnym bohaterem Aidenem i żywymi postaciami pobocznymi. To jeden z lepszych sandboxów jakie powstały i dobra zabawa na kilka godzin ze wszystkimi bajerami, jakie oferuje nam telefon komórkowy i pobocznymi misjami, które oferuje nam samo miasto Chicago. Tylko zróbcie sobie przysługę i najpierw zabierzcie się za wątek główny, bo inaczej skończycie jak ja. Polecam bardzo gorąco.