Zasadniczo miałem tę recenzję (nie lubię tego słowa jakoś) napisać dopiero po przejściu gry na full, ale jakoś pod koniec drugiego trybu (o tym za chwilę) darowałem to sobie, bo po sobie psuć obraz. Zacznijmy może jednak bardziej pozytywnie. Puśćcie sobie to jak już zaczniecie czytać tekst właściwy. Smacznego.

Seria Need For Speed wryła się w świadomość wielu graczy jak niedościgniony wzór arcade’owej gry wyścigowej. W dużej mierze zawdzięcza to dwom fenomenalnym częściom Undergroud 1 & 2 oraz późniejszemu wcale nie gorszemu Most Wanted, od których premier mija już pomad dekada. Na samą serię miał także wpływ niemały boom na świecie na film Szybcy Wściekli. Po okresie lekkiego pogubienia, seria postanowiła wrócić do odświeżania klasyków z przed ery tuningu. Dziś na tablicy Need For Speed: Hot Pursuit z 2010 roku.

Sam byłem sceptycznie nastawiony to wszelkich nowych NFS-ów mając w pamięci jeszcze obrazy z gier tej serii z początku wieku. Na nowym sprzęcie spróbowałem więc zainstalować właśnie takowe. Niestety, z bólem serca, musiałem stwierdzić, że nieco się zestarzały (nie umniejszając im tu wcale) i może czas na spróbowanie czegoś innego. Równolegle na moim dysku pojawiła się gotowa do instalacji odświeżona wersja Gorącego Pościgu, więc czemu nie spróbować? Odpaliłem. Grafika oczywiście przedstawia już inny poziom, tym bardziej, że mój komputer nie miał większych problemów ze wsparciem maksymalnych detali. Plus za optymalizację (jak na podane wymagania to gra wygląda naprawdę ładnie). Wsiąknąłem na dłużej.

Oczywiście pierwsze co rzuca nam się do zrobienia to wykonanie pierwszego wyścigu. Klasyczna forma – jedzie iluś, każdy z jednym celem, trasa krótka, łatwa, przez piaszczyste stepy z asfaltową nitką przeszywającą całość. W sam raz na zapoznanie z mechaniką. Ta jest praktycznie niezmieniona od tytułu Burnout, tyle, że tam mieliśmy znacznie inny system zniszczeń, ale w ogóle nie dziwi. Na co innego była nastawiona tamta gra. Z resztą wątpię, żeby twórcy licencjonowanych marek aut z najwyższej półki, chcieli oglądać swoje perełki w formie gotowej na szrot. Aut jest naprawdę sporo. Praktycznie co wyścig lub dwa przesiadamy się na inne. Każde prócz innych osiągów jest przystosowane do innego typu nawierzchni, więc nieraz lepiej użyć czegoś a’la muscle car, a nieraz typowego exotica. Z biegiem czasu odblokowujemy coraz to lepsze auta, za przyznawane nam punkty. Te nalicza się w różny sposób. Od punktacji za poszczególne miejsce po naszą szaloną jazdę na drodze i eliminowanie przeciwników oraz… policji. Czym że byłby nowy, stary dobry hot bez tytułowego trybu – hot pursuit. Praktycznie to jest wisienka na torcie całej gry. Nie doświadczymy w grze dwóch takich samych pościgów, a wszelkie zachowania dają naprawdę dużo frajdy, szczególnie przy tak znakomitej ścieżce dźwiękowej na którą często kładę duży nacisk. Zarówno muzyka, która przygrywa naszym poczynaniom jak i same dźwięki aut/otoczenia/wszystkiego są naprawdę dobrej jakości, pasują do klimatu gry i nakręcają nas do naprawdę szybkiej jazdy. Usłyszymy tam zarówno kawałki elektroniczne jak i znacznie cięższe brzmienia. Wszystko to w postaci swojego rodzaju hybrydy, bo znaczną część kawałków ciężko przyporządkować do jednego nurtu. Tryb „uciekającego” dostarcza naprawdę dużo dobrej zabawy i ukończyłem go finalnym, dobowym (w czasie gry, co oznaczało zmieniające się warunki pogodowe) wyścigu z fajerwerkami na mecie. I zasadniczo w tym momencie gra mogłaby się skończyć. Mamy jednak jeszcze drugi tryb.

W drugim za pomocą własnego auta, dorównującego tym których ścigamy oraz za pomocą różnych zabawek pokroju kolczatki (które o ironio mamy także w poprzednim trybie) wcielamy się w rolę stróża prawa, żeby przywrócić ład i porządek na ulicach stanu. Zasadniczo spoko, jednak przypomina to okrojoną wersję poprzedniego tworu. Podobnie odblokowujemy kolejne eventy, tryby niby bliźniaczo podobne (no z kilkoma zmianami z wiadomych względów) zwykle okrojone są ze ścieżki dźwiękowej, a w zamian za to otrzymujemy jeden kawałek, mający w jakimś tam stopniu budować napięcie. Uciekający są niemiłosiernie skuteczni, co znacznie utrudnia nam jakąkolwiek przyjemność z rozgrywki, przynajmniej ja nie doczekałem – odpadłem pod koniec. Zasadniczo nie mamy co się dziwić – w poprzednim trybie policja także nie grzeszyła skutecznością, więc wcielamy się w coś podobnego. Może jeszcze inaczej. Może się podobać, ale zdecydowanie nie musi.

Ogólnie można powiedzieć, że tytuł na plus. Gra może się podobać i mimo nostalgii i tęsknoty za poprzednimi tytułami nie można jej z góry skreślać. Jest to tytuł może nie wybitny, ale odpowiedni by rozegrać wyścig lub dwa w przerwie między jakimś zajęciem. Ewentualnie dziesięć. Czemu by nie.